W całym Hogwarcie dało się słyszeć wrzask przerażenia. Łapa
podskoczył na łóżku. Kto tak wrzeszczy o 8 rano w weekend? Niechętnie zwlókł
się z łóżka i poszedł do pokoju wspólnego, skąd dochodził krzyk. Cały
Gryffindor stał wokół jednego z foteli. Na nim siedziała Rory. Kołysała się w
przód i w tył. Powtarzała tylko jedno słowo: "Nie". Nikomu nie
pozwoliła się dotknąć. Z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej blada.
Była przerażona. Tylko raz widział ją w takim stanie i nie chciał ujrzeć tego
ponownie.
Młody Black przepchnął się do przyjaciółki i usiadł
na podłodze naprzeciwko niej. Chciał nawiązać z nią kontakt wzrokowy by
wiedziała, że przyjaciel jest obok. Ona jednak nie zwracała na niego uwagi. Po
chwili obok Łapy znalazł się Potter, ale ten zamiast poczekać aż dziewczyna się
uspokoi, wziął ją na ręce. Mała przylgnęła do niego i wtuliła twarz w jego
obojczyk. Syriusz poczuł lekkie ukłucie zazdrości. Z naburmuszoną miną wstał z
czerwonego dywanu i poszedł za czarnowłosym.
Wbił wzrok w podłogę, by nie patrzeć Małej w oczy.
Wiedział, że dziewczyna obserwuje, każdy jego najmniejszy ruch.
Rogacz pchnął drzwi do dormitorium chłopaków i nie
patrząc pod nogi przeszedł przez labirynt ubrań, książek, jedzenia, mioteł i
innych rzeczy, do swojego łóżka. A to było wyzwanie. W dormitorium chłopaków,
można było znaleźć wszystko, jeśli wiedziało się gdzie szukać. Przy łóżku
Lunatyka było najwięcej książek, choć w tym momencie wszystkie były przy
szafie. Łapie nie chciało się wstawać i znalazł inny sposób na zamknięcie
drzwi. Większość jedzenia i jego resztek znajdowało się wokół posłania
Glizdogona. Czasami zmieniał się w szczura, by więcej słodyczy zmieścić na
pościeli. Na środku pomieszczenia stała góra z brudnych ubrań. Część tych
czystych znajdowała się w szafie, ale niedługo pewnie będą pomieszane z
brudnymi.
Mała podciągnęła nogi pod brodę. Nie chciała dotknąć
podłogi chłopaków. Ostatnio szorowała stopy przez tydzień. Poczuła silne
ramiona Pottera wokół siebie. Czemu on nie mógł tutaj posprzątać? Przecież jego
pokój w Sowim Domu był najczystszym miejscem na całej ziemi. Rozczochraniec
nienawidził bałaganu. Jedyny nieład jaki tolerował, to na swojej głowie.
Miał obsesję na punkcie swoich włosów.
Nikt oprócz niego nie mógł ich dotykać. Codziennie je mył i układał przed
lustrem, co dodatkowo wkurzało Łapę, który lubił porządnie się wyspać, a on też
musiał rano skorzystać z łazienki. Codziennie wyglądał
"oszołamiająco", a to nie przychodziło znikąd.
Mała popatrzyła na Blacka lekko
zarumieniona. Chłopak nie zdążył się jeszcze ubrać. Był w samych bokserkach, co
skutecznie odciągało jej myśli.
Syriusz widząc małą zmianę w zachowaniu
przyjaciółki uśmiechnął się łobuzersko i oparł się o jedyną ścianę, która nie
była oblepiona dziwną, fioletową mazią - nowym, nieudanym eksperymentem
Huncwotów.
Black wiedział jak działa na dziewczyny i zręcznie to
wykorzystywał. Puścił oczko do Małej, a ta czerwona jak burak, odwróciła od
niego wzrok.
- Możesz się ubrać?
- A przeszkadzam ci?- zapytał zaczepnie
- Tak.
Syriusz założył ręce na piersi.
- Jestem w swoim dormitorium i mogę robić co
tylko zechcę. - brunet przybrał wyniosłą minę.
- No chyba nie do końca.- Jim podrapał się po
głowie.
- Łapa idź się ubrać. Koniec dyskusji.- Remus
usiadł zaspany na łóżku. - Nikt z nas nie ma ochoty oglądać cię w samych
bokserkach.
Naburmuszony Black wszedł do łazienki z głośnym
trzaskiem zamknął drzwi. Mała, aż się wzdrygnęła i odwróciła w stronę Remusa:
-Luniaczku, nie chciałam cię obudzić- blondyn
machnął ręką.
-Nie uważacie, że Łapa zrobił się ostatnio
nieco kapryśny?
Rory uśmiechnęła się lekko, a James parsknął
niepohamowanym śmiechem. W odwecie Black pod prysznicem, zaczął głośno
zawodzić. Remus jękną i zakrył głowę poduszką.
- Mała, co się stało na dole?
Dziewczyna odwróciła się do swojego najlepszego
przyjaciela. Był z nią od zawsze. Widziała w jego oczach troskę. Zawsze się o
nią martwił, nie było sensu go okłamywać.
- A co wywołuje u mnie taką reakcje?- zapytała
Jima- Przyjeżdża do szkoły, by pokazać swoje wsparcie dla edukacji młodych
czarodziejów.
- Co na to Estella?
- Jest rozdarta. Jednocześnie nie chce go w
swoim życiu, ale w tym momencie nie chce mu niszczyć kariery. Powiedziała, że
jedyne czego jest pewna to to, że ma się nie zbliżać do Mike'a- James
uśmiechnął się na wspomnienie młodszego braciszka Małej.- Wiesz, ostatnio
napisał do mnie list. Jeden list. Pisał, że mnie potrzebuje, że beze mnie mu
się nie uda. Jedenaście lat się do mnie nie odzywał. Już się przyzwyczaiłam do
tego, że nie mieszka z nami. Nie chcę przez to jeszcze raz przechodzić.
Rory pociągnęła nosem. Oczy jej się zaszkliły,
ale przecież nie będzie płakać. Nie przez ojca, który miał ją gdzieś od
jedenastu lat. Nie przez ojca, który zostawił jej rodzinę po śmierci jej
starszego brata. Nie przez ojca, który miał nie dopuścić, do tego by ktoś ją
skrzywdził. Tylko to on tak naprawdę wyrządził jej największą krzywdę. Opuścił
ją.
James widząc ją na granicy płaczu mocno
przyciągnął ją do siebie. Wiedział jak mocno była związana z ojcem. Wiedział o
wszystkim.
- Mała, przejdziemy przez to razem. Jak zawsze -
Rogacz poczochrał jej grzywkę i wstał z łóżka. Podszedł do szafki nocnej i
wziął do ręki ramkę ze zdjęciem. - Pamiętasz kiedy było zrobione?
Na fotografii była z Jamesem. Spadł wtedy z
huśtawki i złamał rękę. Ona uparła się by pojechać z nim do Munga. Na zdjęciu
Rogacz krzyczał wniebogłosy, kiedy zakładali mu gips. A Rory kurczowo trzymała
się nogi przyjaciela i szczerzyła się do aparatu.
Mała lekko się uśmiechnęła.
- Ile mieliśmy wtedy lat?
- Chyba z sześć -Jim potargał zbyt ułożone
włosy.
- Też mam to zdjęcie. To chyba moje ulubione.
Mała rozejrzała się po łóżku Jamesa. Na
poduszce leżał rozłożony kawałek pergaminu. Popatrzyła na przyjaciela pytająco.
- To od Mel.
Słysząc imię siostry Jima uśmiechnęła się
szeroko. Przypomniała sobie jej roztrzepane, kruczoczarne włosy i zawsze
roześmiane orzechowe oczy.
- Serio? Co u niej?
- Pyta się co u Mike'a i u ciebie. Jakieś
dziesięć razy napisała, że już chciałaby być w Hogwarcie i, że bardzo za mną
tęskni.
- Jeszcze tylko rok. Nie mogę uwierzyć, że mała
Potter pójdzie do Hogwartu.
- Nie pójdzie- mruknął niezadowolony James.-
Tata chce ją posłać do Dalton.
- Dalton to szkoła dla snobów i maniaków
czystej krwi - do rozmowy wtrącił się Łapa. Stał w samym ręczniku, oparty o
framugę.- Wybaczy mi panienka, ale zapomniałem czystej bielizny. Mam nadzieję,
że twoja cnota nie została urażona, Auroro.
Bellefleur zatkała usta ręką, by się nie
roześmiać. Natomiast James schował twarz w dłonie.
- To chyba znak, że muszę już iść.- powiedziała
blondynka roześmianym tonem i podeszła do drzwi.- Jim, dziękuję.
- Nie ma za co, Mała- kiedy Rory zamknęła za
sobą drzwi usłyszała jeszcze:
- Idioto, ten koszmar będzie mi się śnił przez
tydzień. Zawsze musisz zapominać o gaciach?
~*~
Lily siedziała na trybunach czekając na Kim. Zaczął
wiać zimny wiatr, a ona głupia nie wzięła ze sobą nic ciepłego. Miała na sobie
tylko cienką, zieloną marynarkę i czarną sukienkę do kolan. Oczywiście nie
pomyślała o rajstopach. Bo po co? Ruda zaczęła się trząść z zimna i chuchać w
ręce. Przecież jest dopiero wrzesień.
Na przeciwległych trybunach pojawiły się jakieś
dziewczyny. Moore jęknęła w duchu. Tylko nie to. Na boisko zaczęli wychodzić
zawodnicy w zielonych szatach. Czemu nawet oni ubrali się ciepło?
Ruda od razu wypatrzyła blond czuprynę swojego
wroga. Może lepiej będzie jeżeli ona stąd pójdzie? Jak na zawołanie
Ślizgon spojrzał w jej stronę i się uśmiechnął. Ale nie był to uśmiech jaki do
tej pory znała - ten szydzący, ale zwyczajny, prosty. Serce Lily mocniej
zabiło, czemu on tak na nią działał? Gryfonka spuściła wzrok. Niech Kim się
pospieszy.
-Hej Ruda!- usłyszała przy swoim uchu głos
Ślizgona - Tak bardzo się za mną stęskniłaś?
- Nie. Czekam na Kim, nie wiedziałam, że macie
trening.
- A już podejrzewałem, że chcesz wszystko
wygadać Potterowi - Lily zadrżała- Zimno ci?
Zanim Ruda zdążyła zareagować Henry zdjął już
swój sweter i ją okrył.
- Do twarzy ci w zielonym.
- Co ty kombinujesz?- zapytała go szeptem, a on
tylko się uśmiechnął.
- Greengrass, ile można na ciebie czekać? - krzyknął
do niego kapitan z boiska
- Chyba idzie Kim- powiedział i zniknął.
~*~
Wrota Wielkiej Sali były zamknięte. Rory trzymała
rękę na klamce nie mogąc się zdecydować czy ją nacisnąć, czy też nie. Na sali
brakowało tylko jej i chłopaków. Najchętniej by się zaszyła gdzieś w Zakazanym
Lesie. Była animagiem, nie było to trudne, ale wiedziała, że uczta nie
rozpocznie się bez niej. Nie kiedy jest się córką gościa honorowego.
Uśmiechnęła się pod nosem. Wszyscy zwrócą na nią
uwagę. Na jej zabłocone beżowe spodnie, na orzechowe rozsznurowane buty i na
rozciągnięty błękitny sweter. Miała mokre włosy i rozmazany tusz do rzęs. To
nie była jej wina, że akurat zaczęło padać jak była na spacerze z przyjaciółmi.
Syriusz i James wyglądali podobnie jak Bellefleur.
-Gotowi na przedstawienie? - zapytała przyjaciół
- Zawsze i wszędzie.- odpowiedzieli chórem.
Gryfoni weszli przed nią i wspólnie pchnęli wrota do
Wielkiej Sali. Tak jak się spodziewali uczta się jeszcze nie zaczęła. Chłopcy
przeszli przez środek, obok stołów Revenclawu i Huffelepuffu, nie
zważając na szepty rówieśników, ani karcących spojrzeń nauczycieli. Weszli na
podest przed stołem grona pedagogicznego i zwrócili się przodem do reszty
uczniów Hogwartu.
- Drodzy Nauczyciele. - krzyknął Syriusz i wszystkie
rozmowy ucichły
- Drodzy koledzy - tym razem James zabrał głos i
puścił oczko do oniemiałej Dorcas.
- Szanowny panie Bellefleur.
- Oto osoba na, którą wszyscy czekaliście
- Aurora Hester Bellefleur - zakończyli wspólnie.
Do Wielkiej Sali majestatycznym krokiem weszła Rory.
Pięknie się uśmiechnęła i popatrzyła wyzywająco w oczy ojca. Osiągnęła swój
efekt, był zdenerwowany. Przeszła pomiędzy stołami i stanęła między chłopakami.
Widziała blaski fleszy aparatów. Oczywiście musiał powiadomić prasę o tym, że
będzie w Hogwarcie, inaczej ta wizyta byłaby bezsensowna. Poszukała blond
czupryny swojego brata wśród Krukonów i skrzyżowała z nim spojrzenie. Szare
oczy Mike'a zabłysły ostrzegająco, ale ona nie mogła się już wycofać.
- Dziękuję moim kochanym kolegom za urocze
wprowadzenie. - powiedziała słodko i wywróciła oczami. - Przepraszam za
spóźnienie i za to, że wyglądam tak jak wyglądam, ale musiałam pójść na spacer
i zastanowić co chcę powiedzieć temu człowiekowi, który siedzi pośród dobrze mi
znanych nauczycieli. Właściwie nie wiem jak go powitać. Tato... raczej nie,
Ojcze... też nie. Panie Bellefleur witam pana w Hogwarcie - moim prawdziwym
domu. Trochę trudno to powiedzieć po 11 latach nieobecności i szczerzę mówiąc
dla nas wszystkich będzie lepiej jeśli szybko wyjedziesz i już nigdy nie
wrócisz do naszego życia.
Uśmiechnęła się triumfująco i poszła do stołu
Griffindoru, gdzie wszyscy powitali ją brawami. Usiadła obok Dorcas, która
tylko przewróciła oczami, ale mocno przytuliła przyjaciółkę
- A mnie nie przytulisz? - zapytał słodko James
siadając naprzeciwko dziewczyn - Też występowałem przed publicznością.
- Koszmar to się dopiero zacznie - powiedziała Rory
cicho, tak, że tylko siedzący obok niej Syriusz to usłyszał.
Ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńmasz wyobraźnie :)
też piszę, ale ja się wzięłam za książkę:)
powodzenia w dalszym pisaniu
Dziękuje <3
UsuńHuehuehue nareszcie rozdział i nareszcie go czytam :D
OdpowiedzUsuńJest fajnie... biedna Rory :( A jednak temat rozbitych rodzin jest bardzo ciekawy
Syriusz... jest taki Syriuszowski... ;)
James i Rory :D przyjaciele :D :D w każdym razie to słodkie jak on się nią tak zajmuje
Ruda i Greengrass... taki standard z tym swetrem
Hahahahhahaa, James, Syriusz i Rory na końcu... kocham takie kawałki <3
Mam tylko jedna wątpliwość, bo w jednym kawałku mówisz o Mike'u i potem o ojcu Rory i nie ma widocznego przejścia do tego drugiego i się pogubiłam
Jak cos ogarniesz z tego komentarza to bd dobrze :D W każdym razie rozdział świetny :*
Dobra postaram się, żeby mój komentarz był bardziej ogarnięty od pani wyżej xD
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba :3 Zresztą jak wszystkie Twoje historie :) np. dzisiejsze wypracowanie z polskiego ;)
Biedna Rory... nie mogę zrozumieć tego jej ojca :/ dziwny facet :(
Super kawałek z wejściem do Wielkiej Sali :D haha xD
I tak w sumie to nie spodziewałam się, że Rory potrafi tak powiedzieć do swojego taty... Może to ja po prostu tego nie rozumiem, bo jak bym tak nie potrafiła.. nie wiem :/
Ale ogólnie wszystko super :)
M.
Ps. Aaa i kocham Syriusza xD