niedziela, 8 września 2013

"Zmiany"

    Idąc przez zawiłe korytarze, Rory na chwilę przystanęła i sięgnęła do torby. W środku miała notatnik, podręcznik do Transmutacji, kubek termiczny z kawą i oczywiście jeden ze swoich aparatów.
    Czule przejechała ręką po wierzchu kamery i zdjęła czarną osłonkę z obiektywu. Przesunęła go do oczu. Ustawiła ostrość i pieszczotliwie, aczkolwiek zdecydowanie, nacisnęła migawkę. Rozejrzała się dookoła. Była w innym świecie. Każdy, nawet najmniejszy detal był wyostrzony. Dziewczyna zauważyła wyrytą w ścianie metr dalej różę. Autor mocno i szybko wykonywał ruchy, najprawdopodobniej nożem. Pod spodem był wyryty napis.

"Moja słodka Rose. Mimo że swój świat w zieleni widzisz i odgradzasz się ode mnie, bo mój błękitny jest, to wiedz, że serce me oddane jest tobie. Twój na zawsze Louis.
Hogwart 1964r."

    Zanim Rory zrobiła zdjęcie, zaczęła się zastanawiać, czy Louis i Rose byli razem czy nie. Jak dalej potoczyły się ich losy. Uśmiechnęła się pod nosem. Louis nie umiał pisać.
    Pod wpływem chwili przejechała opuszkiem palca po krawędziach. W momencie kiedy oglądała się na Łapę skaleczyła się i jedna kropla krwi wpłynęła do róży całą ją zapełniając. Rory odsunęła się o krok od ściany.
    - Syriusz!- krzyknęła przerażona.
    Chłopak słysząc ton swojej przyjaciółki, od razu zawrócił. Jak najszybciej przebył na kulach dzielący ich dystans. Gdy tylko dotarł do Gryfonki, przytulił ją do siebie. Była blada jak duch. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie.  Uniosła przed siebie prawą rękę i wskazała na ścianę przed nimi. Jedna z cegieł lewitowała w szkarłatnej otoczce. W pewnym momencie Gryfoni zauważyli, że cegła zamienia się w piękną różę. Rory jak w transie wyciągnęła po nią rękę.  Kwiat idealnie wpasował się w nią i cały czar tej chwili prysnął. Dwójka Gryfonów spojrzała po sobie. Wiedzieli, że to co się zdarzyło, było wyjątkowe. Nawet w świecie czarów takie rzeczy nie miały miejsca.
    Syriusz zauważył jakąś kartkę we wnęce po  cegle. Już pożółkła od starości. Wyciągnął ją z stamtąd i rozłożył. Na kartce widniały różne runy. Celtyckie, greckie, rzymskie i inne, których nie znał. Pokazał znalezisko dziewczynie. Ta tylko zmarszczyła czoło.
    - Lepiej pokażmy to Luniowi- zadecydowała w końcu.
    - Dobra. Chodźmy stąd.
    Ruszyli razem w głąb korytarza. Chłopak co chwila spoglądał na Rory. Tak bardzo mu na niej zależało. Zawsze miała na twarzy maskę. Tylko niektórzy wiedzieli, że aby tak naprawdę odgadnąć co kryje się w jej głowie, trzeba spojrzeć jej w oczy. Te piękne, morskie oczy, w których od jakiegoś czasu się topił. Jej spojrzenie było jak garnek złota, jak stos diamentów, cały skarbiec Blacków.  Dawał nadzieję na to, że ten dzień będzie lepszy.
    Każdy chłopak szalał za Lily. Prowokowała ich każdym swoim gestem. A ponadto z połową z nich była.
W Dorcas chłopcy lubili jej cichość i delikatność. Jej piękno nigdy nie było podkreślane. Jednak nikt się do niej nie zbliżał, by nie narazić się Rogaczowi.
    Natomiast Rory była inna. Tajemnicza, a także lepsza od innych we wszystkim. Miała dobre stopnie, grała najlepiej w quidditcha, była prefektem i ulubienicą nauczycieli. Każdy do niej wzdychał, ale nikt nie przypadał jej do gustu. Była samodzielna już od pierwszej klasy.
    Rory nie mogła się skupić cały czas przyłapywała się na tym, że zerkała w stronę Syriusza. Był jej najlepszym przyjacielem, ale mimo to cały czas miała nie odpartą chęć spojrzenia na jego przystojną twarz. Ostatnio cały czas nie mogła sobie odpowiedzieć na jedno pytanie. Co tak naprawdę do niego czuła. Miała mętlik w głowie. A on wcale jej tego nie ułatwiał. Starała się go unikać jak najdłużej się dało, ale bez niego czuła się taka zagubiona. Nic nie było takie samo. Bez rozmów z nim była lekko poddenerwowana.
 Ostatnio weszła do biblioteki, by sprawdzić jedną rzecz na eliksiry. Oczywiście Łapa tam siedział, a obok niego jedna z Puchonek. Śmieli się z czegoś i to w dodatku RAZEM, a w wakacje Syriusz mówił Rory, że nienawidzi Alex. Poczuła wtedy ukłucie w sercu. To nie powinno tak być. To z nią powinien siedzieć, rozmawiać. Nie z kimś przypadkowym, tylko z nią. Kiedy opowiedziała o tym dziewczynom, one tylko popatrzyły po sobie i Dorcas powiedziała: "Zazdrość to brzydka cecha". Ale to nie była zazdrość. To było coś innego. Tylko nie mogła tego określić.
    Byli przyjaciółmi od pierwszej klasy, nie chciała tego zepsuć. Za bardzo jej zależało na nim, a wiedziała jak to się skończy. Jedno z nich będzie miało złamane serce. Przestaną się do siebie odzywać, a ona nie chciała na to pozwolić. Zebrały się jej łzy w oczach. Dlaczego to było takie cholernie trudne. Czemu nie mogła mu powiedzieć co tak naprawdę czuje. Chciała by jej pomógł. Tak było zawsze. On był dla niej wsparciem. Ona dla niego też...
    - Ro, doszliśmy.- Syriusz uśmiechnął się nieśmiało do przyjaciółki.
    - Tak szybko?
    - Mówiłem, że zdążymy na obiad.
~*~
    Dorcas chodziła wzdłuż kominka. Gdzie ona jest. Nie było jej dzisiaj na żadnej lekcji. Przez nią musiała robić projekt na Transmutację z Potterem, bo Łapy też nie było. Ale to było dziwne. Z reguły nie było jej tylko na pierwszej lekcji, a nie na wszystkich.
    - Czarna, uspokój się - Lily położyła jej rękę na ramieniu. - Nie martw się. Dadzą sobie radę. Są już duzi i nie potrzebują niańki.
    - Ruda ma rację - powiedział Remus. Razem z James'em weszli do Pokoju Wspólnego. Rogacz miał lekko rozpiętą koszulę i Dorcas nie mogła oderwać od niego wzroku. Kiedy spojrzał w jej stronę, dziewczyna zarumieniła się. Uspokój się. Przecież to Potter, nie możesz nic do niego czuć. To ten sam Potter, który wyznawał ci swoją miłość przed całą szkołą. - Ale skoro ci tak zależy to mogę ich poszukać na mapie. - westchnął Lunatyk i zniknął na schodach prowadzących do dormitoriów.
    Lily odwróciła się w stronę okna. Całe niebo spowiła ciemna chmura i raptownie zaczęło padać. Można było się tego spodziewać. Nic nie trwa wiecznie. Ale nie to przykuło wzrok Rudej. Na skraju lasu, pod jednym z rozłożystych drzew stał chłopak. Poznała by wszędzie tą blond czuprynę, no i zielony krawat. Wyraźnie moknął i dobrze mu tak.
    Po chwili wrócił Remus trzymając w ręku pergamin. Dorcas patrzyła na chłopaka z wielką nadzieją, za to James beznamiętnie. Znudzony rozłożył się na kanapie. Zakładając, że są razem dadzą sobie radę, więc po co te nerwy. Nikt lepiej nie zna tego zamku, od niego i Syriusza. Ale ta sytuacja mogła go zbliżyć do Dorcas.
    - Jak to ich nie ma?- zapytała Lily oburzona
    - No nie ma...
    - Liliane, jak byś nie wiedziała, to nie wszystkie tajemne korytarze są naniesione na mapę. Mogą być w dwóch, których tutaj nie ma - odezwał się James wstając z kanapy. - Więc albo poczekamy, aż tu wrócą, albo staniemy u wylotów tych korytarzy.
    - Nie wierzę, że to mówię, ale Potter ma rację...- powiedziała Dorcas przełykając ślinę.
    Rogacz uśmiechnął się do niej:
    - James.
    - Co? - Czarna popatrzyła na niego zdziwiona.
    - Mam na imię James.- Uśmiech Jamesa rozszerzył się jak tylko zobaczył czerwone wypieki na twarzy ukochanej dziewczyny.
    - Przestaniecie gruchać, gołąbki? - zapytał Lunatyk. - O ile się nie mylę to mieliśmy gdzieś iść.
    - Ja idę do korytarza obok Kuchni.- powiedziała Lily wychodząc z Pokoju Wspólnego.
    - Ruda, czekaj. - Dorcas na chwilę zamknęła oczy. To się nie dzieję naprawdę. Nie dość, że będzie robić projekt z Potterem, to jeszcze musi z nim czekać na przyjaciół.
    - Czarna, ja wiem, że nie jesteś zadowolona z tego, że tu ze mną siedzisz - powiedział cicho James - Z tego co widzę na mapie, Ruda poszła do wylotu obok kuchni, a Lunio obok Łazienki Prefektów. Jeżeli chcesz to idź do dormitorium, a ja na nich poczekam tutaj.
    Dorcas otworzyła oczy i popatrzyła na niego swoimi dużymi szarymi oczami, a James zachłysnął się powietrzem. Jeszcze nigdy nie widział ich z bliska.
    - Wszystko w porządku. Poczekam z tobą.- powiedziała siadając na kanapie. Dziewczyna rozejrzała się po Pokoju Wspólnym.
    Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Część Gryfonek z czwartej klasy rzucało ukradkowe spojrzenia James'owi. Chłopcy z drugiego rocznika zawzięcie o czymś rozmawiali, ale wzrok Dorcas przykuła mała dziewczynka siedząca w kącie. Miała kręcone czarne włosy i przyglądała się Czarnej zza opasłego tomu do Obrony przed Czarną Magią. Meadowes mimowolnie się uśmiechnęła. Zbyt dobrze znała ten kąt. Sama w nim przesiadywała, gdy była w pierwszej klasie i obserwowała swoją starszą siostrę. Ann nigdy się tego nie zauważyła. Nigdy nie miała czasu dla swojej młodszej siostrzyczki.
~*~
    Dorcas skończyła lekcję i wróciła do Pokoju Wspólnego. Szybko poszła do swojego kącika pod oknem. Niebawem powinna wrócić Ann z Danielem. Uwielbiała obserwować swoją siostrę. Ann była wyrafinowana i piękna. Nigdy nie musiała się do nikogo wdzięczyć, chłopcy sami zabiegali o jej względy. Dla Dorcas była ideałem i wzorem do naśladowania.
    Przez Portret weszła Ann z Danielem. Dorcas, jak każda młodsza siostra, była zafascynowana chłopakiem Ann. Gryfon nachylił się nad swoją dziewczyną i już miał ją pocałować, ale czy tak się stało mała Dor się nie dowiedziała, bo ktoś stanął tuż przed nią.
    Tą osobą była drobna blondynka. Skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na Meadowes z góry.
    - Czemu codziennie siadasz tu i patrzysz na Anastasie?- zapytała.
    Blade policzki Dorcas się zaczerwieniły. Na ogół nie rozmawiała z rówieśnikami, bo była zbyt nieśmiała, by zacząć z kimś rozmowę.
    - To moja siostra - odpowiedziała cicho Czarna
    - Nie uważasz, że to trochę głupie?
    - Ale jak to?
    - Ona nie wie, że ją obserwujesz.
    - No tak.
    Obydwie dziewczyny zamilkły i popatrzyły na Ann, a potem na siebie i zaczęły się śmiać.
    - Masz jakieś plany? - zapytała blondynka.
    - Nie.
~*~
    Dorcas uśmiechnęła się szeroko. Od tamtej pory Rory i ona wszystko robiły razem. To jej przyjaciółka wyciągnęła ją z cienia, teraz ona musi zrobić to samo dla tej dziewczynki.
    - Zaraz wrócę - powiedziała Dor do Jamesa
    Czarna podeszła do dziewczynki i ukucnęła przed nią.
    - Jak się nazywasz?
    Mała Gryfonka nie zdążyła się schować za książką, ale od razu spuściła głowę, całkowicie się zasłaniając czarnymi lokami. Dorcas wyjęła z jej rąk opasły podręcznik i odłożyła na ziemię. Uśmiechnęła się szeroko do dziewczynki i założyła jej za ucho pasmo włosów.
    - Popatrz na mnie. - powiedziała miło do dziewczynki. - Nie musisz się mnie bać. Kiedy byłam w twoim wieku siedziałam w tym samym kącie. Podglądałam co robi moja siostra. Była dla mnie wzorem. Ale musiałam wyjść z tego kąta. Uświadomiła mi to moja przyjaciółka. Wyciągnęła do mnie rękę i pokazała, że nie ma sensu tutaj siedzieć. Rozejrzyj się dookoła. Na pewno znajdzie się osoba, którą polubisz.
    Czarna wyciągnęła rękę do dziewczynki, a ta z ochotą ją uścisnęła.
    - Naprawdę tak uważasz? - zapytała dziewczynka.
    - Oczywiście - Meadowes uśmiechnęła się szeroko. - Tylko musisz się dokładnie rozejrzeć i nie siedzieć w kącie.
    Dziewczynka popatrzyła na Dorcas z wdzięcznością.
    - Leci!- krzyknął jakiś chłopak z pierwszej klasy i kafel uderzył małą Gryfonkę w brzuch. Zaraz obok dziewczynki znalazł się rudy chłopiec.- Przepraszam, nie chciałem w ciebie trafić. Ty jesteś Evelyn? Jestem Alfie.
    Dorcas się uśmiechnęła i podeszła do kanapy, na której siedział James.
    - Nie wiedziałem, że siedziałaś w tym kącie - powiedział, uważnie się jej przyglądając. - Może usiadłbym tam z tobą.
    Dorcas trąciła go łokciem i uśmiechnęła się miło. Czy to na pewno Dorcas? James uśmiechnął się pod nosem. W wakacje stracił nadzieję, czy Dorcas kiedykolwiek będzie chciała z nim być. Teraz jego szanse diametralnie wzrosły.
~*~
    Rory zatrzymała się tuż przed portretem Grubej Damy.
    - Syriusz, co było na tym zdjęciu?
    - Którym?- zapytał zdziwiony chłopak
    - Tym, które jest na największej ścianie w Hogwarcie.
    - Skąd... James - powiedział chłopak i szeroko się uśmiechnął.- Ty i ja. Chciałem cię przeprosić za wakacje. Myślałem, że musi to być coś wielkiego. Zasługiwałaś na to.
    Gdy tylko to powiedział, chłopak zniknął za portretem. Panna Bellefleur oparła się o parapet i lekko przygryzła wargi, by się nie uśmiechnąć. Zrobiło się jej gorąco, a jej serce wariowało w piersi. Coś zmieniło się w jej życiu. To na pewno.
    - Rory!- krzyknęła Dorcas, która wyszła z Pokoju Wspólnego. - Gdzie wy byliście?
    - Długa historia. Chodź idziemy się napić czekolady.
    Dwie Gryfonki zmierzały w kierunku kuchni, gdzie czekała na nich przyjaciółka. Zarówno Dorcas jak i Rory myślały o szczególnym dla nich Huncwocie.

6 komentarzy:

  1. huehuehue nareszcie coś :) Jest fajnie, tylko ile razy zamierzasz zmieniać tej biednej dziewczynie imiona? ;) Rory i Black :D mają czytać te runy. Kim jest ten gostek na którego patrzyła się Lily? (tak wiem, pewnie dowiem się potem) Najbardziej podoba m się ten kawałek, gdzie Dor podchodzi do tej małej dziewczynki... i takie delikatne zachowanie między Dorcas a Jamesem :)
    Nie ogarniam tylko jednej rzeczy, jak jest taki kawałek: "Pod wpływem chwili przejechała opuszkiem palca po krawędziach. W momencie kiedy oglądała się na Łapę skaleczyła się i jedna kropla krwi wpłynęła do róży całą ją zapełniając" Brakuje tu spójności mędzy tymi zdaniami.
    Ale ogólnie jest fajnie

    OdpowiedzUsuń
  2. poza tym masz śliczny szablon

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty m tu nie misiaj tylko ogarnij ten nieogarnięty kawałek :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :) Naprawdę <3 Masz genialny sposób pisania, taki emm książkowy :3 Dużo przemyśleń i opisów, ale też dialogów i dzięki temu jest idealnie :) Heh nie mam do czego się przyczepić co do błędów itp. ;) "Zarówno Dorcas jak i Rory myślały o szczególnym dla nich Huncwocie." Myślały o tym samym? Sorki, ale już się pogubiłam w tym kto komu się podoba, kto kogo kocha itp. :(
    Też jestem ciekawa kim jest ten blondyn, jak zrozumiałam jest ze slytherinu, prawda? :)
    Czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń