Salut!
Po pięciu miesiącach wróciła wena i możecie się cieszyć z nowej notki (o ile któs to czyta). Następny rozdział dodam za tydzień (trzymajcie za mnie kciuki). Bardzo chcę podziękować mojej kochanej M. za sprawdzenie mojej pisaniny (było 111 błędów) i A. za to, że mnie zdopingowała do pisania. Polecam wam posłuchać przy tym rozdziale Tee Shirt, What The Water Gave Me i Sofa Song
~*~
Remus zatkał nos. W obskurnym pomieszczeniu śmierdziało stęchlizną, a on nic nie mógł na to poradzić. Niestety było to jedyne miejsce, w którym miał święty spokój. Nikt nie zapuszczał się w rejony wrzeszczącej chaty, oprócz huncwotów.
Lupin nie mógł uwierzyć, że przez 5 lat nikt nie odkrył tego, że jest wilkołakiem. Co pełnie razem z chłopakami przychodził tutaj i spędzali
noc razem; James, Syriusz i Peter. Byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Bał się,
że nie będą chcieć z nim nic wspólnego, a dla niego zostali animagami. To stąd wzięły się ich przezwiska. Rogacz, Łapa, Lunatyk i Glizdogon. Blondyn uśmiechnął się pod nosem. Był cholernym szczęściarzem.
Usiadł na starym materacu w rogu pomieszczenia i wyciągnął
książkę. W zamku tyle się działo, że nie miał ani chwili dla siebie. Zbliżał
się mecz ze Ślizgonami i James zaczął świrować. Rory nie wychodziła z pokoju,
Syriusz raz przychodził na treningi, a raz nie. Wszyscy spodziewają się wielkiej
porażki domu Lwa.
Lily wpadła zziajana do wrzeszczącej chaty. Dawno tak
szybko nie biegła. Musiała się w końcu ogarnąć i stłumić w sobie uczucia do
Greengrassa. Przecież słyszała, co na ten temat mówił Regulus. Nie chciała
zostać dziwką Hogwartu, a wiedziała, że tak by się to skończyło, jeżeli by się
zbliżyła za bardzo do Ślizgona. Henry jej tego nie ułatwiał. Co raz częściej go
spotykała. Na posiłkach ciągle czuła na sobie jego wzrok, a gdy tylko na niego
spojrzała, to uśmiechał się uwodzicielsko. Miała już tego dosyć! Czemu on musiał
być Ślizgonem? Po raz pierwszy coś czuła do chłopaka i to akurat do takiego, z którym nie mogła być. Dziewczyna usłyszała skrzypienie w sąsiednim pokoju. Przestraszona znieruchomiała.
- Jest tam ktoś? - zapytała cicho.
- Lily?
Gryfonka uśmiechnęła się i weszła do przyciemnionego
pomieszczenia. Rozejrzała się dookoła. Od brudnych ścian odchodził tynk, gdzieniegdzie
widać było ślady pazurów. Stary zamszowy fotel stał, na swoim miejscu, pod
małym oknem, a poszarpane zasłony delikatnie powiewały na wietrze. W rogu
siedział Lunio, w dłoniach trzymał książkę i patrzył na nią zdziwiony.
- No co? - zapytała ruda siadając obok niego.
- Jeszcze tydzień temu mówiłaś, że nigdy nie weszłabyś do
Wrzeszczącej Chaty. Tu jest podobno przerażająco.
- I właśnie dlatego nikt się tutaj nie zapuszcza i nikt
mnie nie będzie tutaj szukał. A ty dlaczego tutaj jesteś?
- Unikam zestresowanego Jamesa i Syriusza, który co wieczór
jest z inną dziewczyną. Tutaj nie muszę słuchać ich kłótni.
- Brakuje nam wieczorów z wami. - Lily uśmiechnęła się do
Remusa. Lubiła jego towarzystwo. - Ja już się poddałam. Ani ja ani Dorcas nie
jesteśmy wstanie wyciągnąć Rory z pokoju. Czasami chodzi na lekcje, ale od razu
potem wraca do trzynastki. Mam wrażenie, że już nawet na Quidditchu jej
nie zależy.
- Dajcie jej trochę czasu. Nikt jej nie powiedział tylu
przykrych słów jednocześnie. A mimo wszystko Rory jest bardzo wrażliwa.
- Najgorsze jest to że ona ciągle płacze, a ona
nigdy nie płakała. Nie wiemy, jak mamy ją pocieszać, jak się przy niej zachować.
Lily oparła głowę o
ramię przyjaciela, po czym głośno westchnęła. Poczuła mydło i papier. Zapach Remusa
zawsze działał na nią kojąco. Kojarzył jej się z domem. Gdy była mała, jej tata
zawsze brał ją na kolana i czytał bajki. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że świat
magii naprawdę istnieje.
- Remusie, czemu życie musi być tak skomplikowane?- zapytała przyjaciela
- Co się dzieje?
- Czy mugolka ma szanse na bycie ze Ślizgonem?
- Jeżeli będzie mu na niej zależeć, to myślę, że
tak - Remus otoczył ją opiekuńczo ramieniem- o którego Ślizgona chodzi?
- Henry Greengrass- odpowiedziała szeptem Lily, a Lupin
wciągnął powietrze przez zęby - Remusie, ja wiem, że...
- Chodzi mi tylko o to, że to będzie dla ciebie trudne.
Wiem, jak trudno przychodzi ci zaangażowanie w jakikolwiek związek, a boję się
że on cię skrzywdzi.
- I tak nic z tego nie wyjdzie. On chce mnie tylko
zaliczyć.
- Jak to?
- Założył się z Averym, że do przerwy świątecznej...
Remus zerwał się gwałtownie i podszedł do okna.
Przejechał ręką po twarzy. Właśnie przez podobny zakład matka go urodziła.
Była młodą Gryfonką i zakochała się w jakimś Ślizgonie, który założył się, że
się z nią prześpi. W siódmej klasie zaszła w ciążę i cała jej kariera aurorki
legła w gruzach. Nigdy nie powiedziała temu Ślizonowi, że ma syna. Wiedziała,
że i tak się do niego nie przyzna. Nikt w tamtych czasach, by się nie przyznał, że
zapłodnił mugolkę. Jego mama zatrudniła się w sklepie i tam pracuje
do teraz, a nim zajmowała się babcia.
- Lily, nie możesz...- jego głos się załamał. Nigdy nie
wybaczył swojemu ojcu. Bał się że taki sam los spotka Rudą.
Gryfonka wstała i przytuliła przyjaciela. Wiedziała, jak
Remus cierpiał przez całe życie. Może gdyby jego ojciec się nim zajął, to
nie zostałby wilkołakiem.
- Nie powinnam ci tego mówić.
- Lily, to nie tak, ja się cieszę, że mi powiedziałaś, ale
nie chcę by Greengrass cię skrzywdził.
- Nie da rady. Bo ja zamierzam się trzymać od niego z
daleka.
Remus uśmiechnął się do przyjaciółki.
- Masz ochotę na herbatkę? Obiecałem Hagridowi, że wpadnę.
Na pewno się ucieszy, że cię zobaczy.
- Nie ma nic lepszego niż wizyta u Hagrida.
Przyjaciele wyszli z wrzeszczącej chaty w dużo lepszych
humorach niż tu przyszli. Idąc przez błonia, rozmawiali o zbliżającym meczu.
Obydwoje mieli nadzieję, że Syriusz i Rory się dogadają, bo inaczej
Gryfoni nie mają żadnych szans na wygraną.
~*~
Słońce już zachodziło, gdy pięć osób w szkarłatnych
strojach zeszło z mioteł. Wszyscy byli zmęczeni i zalani potem. Ale nikt nie
miał uśmiechu na ustach. Jedyne o czym myśleli to pewna przegrana w jutrzejszym
meczu. Od tygodnia wiedzieli, że bez głównych graczy nie mają żadnych szans.
Ślizgoni rośli w siłę i grali dużo lepiej niż w poprzednich latach.
James popatrzył na swoją drużynę. Nigdy nie widział ich tak
przygnębionych. Czuł, że zawiódł ich, jako kapitan. Miał wrażenie, że jest odpowiedzialny
za nieobecność Rory i sporadyczne przechodzenie Syriusza. Najgorsze było to, że nie mógł nic na to poradzić. Wiele razy rozmawiał z Łapą, co najczęściej
kończyło się ich kłótnią. Czuł, że Black co raz bardziej się oddala, a on był
rozdarty pomiędzy Rory i przyjacielem. Mała od dwóch tygodni nie odzywała się
do nikogo. Cały swój wolny czas spędzała w dormitorium i ani Dorcas ani Lily
nie były w stanie jej stamtąd wyciągnąć. Ich paczka właśnie się rozpadła. A
James miał wrażenie, że to jego wina.
- Dobra, panowie na dzisiaj koniec. Wyśpijcie się bo jutro
czeka nas ważny mecz.
- I tak go nie wygramy - Bay, jeden z pałkarzy warknął
cicho.
- Ja nie zamierzam go przegrać - Potter usłyszał tak dobrze
znany głos Syriusza. James zacisnął dłonie w pięści i patrzył jak chłopak
podchodzi do reszty drużyny. Jednak nikt nie powitał go radośnie.
- Poważnie Black?- obrońca Gryffindoru piorunował wzrokiem
ścigającego. - Kiedy ostatnio latałeś na miotle? Bo my przez ostatnie dwa
tygodnie wypruwamy z siebie flaki codziennie na tym boisku, podczas gdy ty sobie
chodzisz na panienki.
- Uważaj na słowa Jones - warknął Łapa.
- Emil ma rację. - powiedział głośno James - Jutro zagrasz
w meczu, bo jesteś to winny to tej drużynie, ale później zobaczę, czy pozwolę
ci zostać.
- Chyba żartujesz.- Syriusz popatrzył wyzywająco na swojego
najlepszego przyjaciela.
- Jestem bardzo poważny Łapciu. Nie możesz olewać Qudditcha licząc, że ja ci na to pozwolę. Albo jesteś w tej drużynie, albo nie.
- Jestem.
- To udowodnij to.
Przyjaciele długo mierzyli się spojrzeniami, dopóki Syriusz
zerknął na trybuny.
James zauważył tylko znikające srebrno-zielone szaliki graczy Slytherinu. Pieprzone węże. Oczywiście, że musieli ich szpiegować, ciekawe czy ich kapitan o tym wie.
James zauważył tylko znikające srebrno-zielone szaliki graczy Slytherinu. Pieprzone węże. Oczywiście, że musieli ich szpiegować, ciekawe czy ich kapitan o tym wie.
- Panowie do szatni. Nie róbmy tu przedstawienia. Nie dajmy
im tej satysfakcji.
Na boisku został tylko James i Syriusz. Żaden nie patrzył na drugiego.
Na boisku został tylko James i Syriusz. Żaden nie patrzył na drugiego.
- Rory, będzie jutro grać? - zapytał Black.
- Sam nie wiem - Potter westchnął cicho. - Widziałeś ją
ostatnio gdzieś poza trzynastką? Bo ja nie i chyba to się nie zmieni.
- Pójdę już, muszę się wyspać przed jutrem.
James poszedł na trybuny i usiadł na ławce. Tak bardzo
chciał wygrać pierwszy mecz w sezonie. Udowodnić wszystkim, że jest dobrym
kapitanem. Słyszał wiele opinii o tym, że to Rory powinna przejąć drużynę po
Rustym, nie on. Przegrywając jutrzejszy mecz tylko, to potwierdzi.
- James zimno jest - powiedziała Dorcas przysiadając się do
niego. Przykryła jego nagie ramiona kocem i uśmiechnęła się ciepło- naprawdę
dobrze wam idzie.
- Mówisz tak tylko dlatego, bo chcesz mnie pocieszyć.
Jesteśmy beznadziejni i prawda jest taka, że nie mamy trzeciego ścigającego,
więc i tak będę musiał zgłosić walkowera. Będę pośmiewiskiem całej szkoły -
James popatrzył zbolały na szatynkę.
Dorcas spojrzała mu w oczy, szukając radosnych iskierek, ale
niestety ich nie znalazła. Serce jej się ścisnęło. Nigdy nie widziała go tak
zdołowanego. Zawsze był optymistą, uśmiechem ich paczki. Biedny James. Teraz
ona musi go pocieszyć, tak jak on to robił dla reszty.
- Widziałam cały trening, jesteście bardzo dobrą drużyną.
Wszyscy jesteście zgrani, a ci chłopcy pójdą za tobą w ogień. Ufają ci, co
czyni cię najlepszym kapitanem. Myślę, że nikt w tak krótkim czasie, czegoś takiego nie
osiągnął. A o trzeciego ścigającego się nie martw. Rory nie opuściła żadnego
meczu, nawet gdy miała złamaną rękę. Myślę, że w tej kwestii musisz jej
zaufać.
- Chciałbym, ale sama wiesz, że to nie takie proste.
- Porozmawiaj z Julianem Caringtonem. Z tego co widziałam,
jest dobrym ścigającym.
- Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałem?!- wykrzyknął
James. Zerwał się z ławki z uśmiechem na ustach. Wziął Dorcas w ramiona i okręcił
się z nią. - Meadowes jesteś genialna.
James poczuł przyjemne ciepło w całym ciele, gdy trzymał
Dorcas w ramionach. Pachniała tak ładnie. Chłopak lekko się odsunął od Gryfonki
i dalej podtrzymując Meadowes jedną ręką ogarnął jej grzywkę z twarzy. Uśmiechnął się
na widok szkarłatnych rumieńców na twarzy dziewczyny.
- Zapomniałem ci dzisiaj powiedzieć, jak ładnie wyglądasz-
Dorcas opuściła głowę, by James nie zobaczył jeszcze większych wypieków, jednak
on miał inne plany. Teraz albo nigdy. Delikatnie podniósł jej twarz za
podbródek, tak by spojrzała mu w oczy. - Nie uciekaj przede mną. Uwielbiam na
ciebie patrzeć.
Pochylił się nad nią i pogłaskał ją kciukiem po policzku.
Lekko musnął jej usta i odsunął się nieznacznie. Szukał w jej oczach
przyzwolenia na więcej. Nie chciał zrobić czegoś wbrew jej woli.
Dorcas zachłysnęła się powietrzem. Z jej brzucha uwolniło
się milion motyli. Nie chciała, aby Potter się odsunął choćby na centymetr.
Teraz uświadomiła sobie, jak bardzo potrzebowała jego bliskości. Nikt inny się z
nim nie równał. Jedno delikatne muśnięcie ust tylko potwierdziło to, o czym
myślała od dłuższego czasu.
Jest zakochana w Jamsie Potterze.
Lekko skinęła głową i James znowu ją pocałował. Tym razem
dłużej. Wokół nich nic się nie liczyło. Tylko oni.
Pocałunek był słodki, delikatny. Ani Dorcas ani James nie
chcieli niczego przyspieszać. Usta Meadowes smakowały jak truskawki i idealnie
pasowały do ust Pottera.
- James zadaj mi pytanie - powiedziała dziewczyna gdy
stali przytuleni.
- Jakie pytanie?
- Pytanie, którego nie słyszałam już od długiego czasu i
nawet nie wiesz jak bardzo chcę je usłyszeć.
James przełknął ślinę. Jego marzenia się spełniły. Stała
przed nim ukochana dziewczyna i patrzyła na niego ciepło z najpiękniejszym
uśmiechem na świecie.
- Dorcas Meadowes umówisz się ze mną?
- Tak.
James jeszcze raz okręcił Dorcas i szybko cmoknął w usta.
Dziewczyna zaśmiała się i wzięła Rogacza za rękę. Razem wrócili do zamku, a
tymczasem z szatni wyszła drobna blondynka.
Związała włosy kucyk i poprawiła spodenki.
Wsiadła na miotłę, po czym wzniosła się w powietrze. Poczuła na swojej twarzy lekki
powiew wiatru, który tylko dodał jej otuchy. Przyspieszyła i odrzuciła od
siebie wszystkie czarne myśli. Jak mogła zrezygnować z czegoś takiego jak
Quidditch? Jak mogła zawieść swoich kolegów z drużyny? Jutro da z siebie
wszystko. Jutro wyjdzie do ludzi. Jutro nie będzie się chować w mroku. Jutro
spotka Łapę.
- Tak jakby- James przytulił Dorcas - nie chcemy się spieszyć. Zajmijcie sobie jakieś dobre miejsca.
- Zaraz do was dojdę- powiedziała Meadowes cała czerwona, spuszczając wzrok.
Lily uśmiechnęła się i pociągnęła za rękaw Lupina, który chciał coś powiedzieć.
- Muszę iść do szatni. Drużyna na mnie czeka - Potter objął Dorcas w pasie i uśmiechnął się łobuzersko- ale...
- Ale co?
- Potrzebuje buziaka- szatynka zaśmiała się i stanęła na palcach.
Położyła swoje dłonie na umięśnionej klatce piersiowej i szybko pocałowała chłopaka.
- Jeżeli wygrasz mecz, możesz liczyć na więcej- powiedziała Dorcas i pobiegła w stronę trybun doganiając Lily i Remusa.
James potargał sobie włosy i poszedł do szatni Gryffindoru. Przed drzwiami zobaczył Syriusza, który stał oparty o ścianę. Ręce miał włożone do kieszeni, a głowę spuszczoną.
- Stary, co się dzieje?
- Jeżeli przegramy mecz, będzie to moja wina. Gdyby nie ja, to Rory nie siedziałaby w trzynastce i zagrałaby dzisiaj. - powiedział cicho Syriusz.
- Masz trochę racji, ale wyjdziemy dzisiaj na boisko, damy z siebie wszystko. Rozumiesz?
- Tak jest kapitanie- Łapa zasalutował i otworzył drzwi przed Jamesem.
Z uśmiechami na ustach weszli do szatni i zastygli w bezruchu.
Na środku szatni stała Rory i rozmawiała z Julianem. Była przebrana, a w ręku trzymała miotłę. Rogacz zmarszczył brwi, jego przyjaciółka bardzo schudła i była blada. Uśmiechała się do Juliana i co jakiś czas odgarniała włosy z twarzy. Kapitan rozejrzał się po szatni, wszyscy byli zaskoczeni widokiem Małej. Widział w ich oczach cień nadziei na wygraną. James odchrząknął i zwrócił na siebie uwagę całej drużyny.
- Rory, co ty tutaj robisz?
- Nigdy nie odpuściłam sobie meczu - jej ton zaskoczył Rogacza, był radosny- to, że nie przychodziłam na treningi, nie oznacza, że sama nie trenowałam. Wygramy ten mecz, pokazując innym, jak silną drużyną jesteśmy.
- Wszystko super i pięknie, tylko, że mamy już czterech ścigających. Jedno z was musi zrezygnować- Charlie, wysoki pałkarz wstał z ławki i popatrzył na Jamesa, który pokiwał zgodnie głową.
- Ja zrezygnuję- zgłosił się Carlos- nigdy nie umiałem grać z Syriuszem i Rory. Może z Julian będzie lepszy - mulat wyszedł z szatni nie czekając na reakcję innych.
- Mamy dziesięć minut ludzie!- krzyknął entuzjastycznie Bay, przytulając do siebie Małą. - Pokarzemy tym wężom jak się gra w Quidditcha!
Odpowiedziały mu oklaski i gwizdy reszty. Humory wszystkich zmieniły się diametralnie od zeszłego wieczora. Już nie myśleli o porażce, wiedzieli, że na tym boisku są w stanie pokonać każdego. Rory i Syriusz nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo ta drużyna ich potrzebowała. Ci Gryfoni byli jak rodzina, wspierali siebie nawzajem, ocierali łzy. Powitali ciepło Bellefleur, a teraz stali objęci, by skupić się przed meczem. Patrzyli sobie w oczy, wiedząc, że każdy na tym boisku da z siebie wszystko.
- KTO WYGRA MECZ?
- GRYFFINDOR!
Cała drużyna przygotowała się do wyjścia na murawę. Ustawili się w rzędzie, tak jak zazwyczaj. Na początku szukający - James; potem dwóch pałkarzy -Bay i Charlie; za nimi obrońca- Emil; a na końcu trzech ścigających - Julian, Rory, Syriusz. Bellefleur obejrzała się za siebie uśmiechając się słabo do Syriusza.
- Hej Black.
- Hej Mała.
Wreszcie nowy rozdział. Cóż, ślizgoni to ślizgoni. ZApraszam do mnie może ci się spodoba
OdpowiedzUsuńhttp://apprentice-rangers.blogspot.com/
pozdrowienia i weny :)
Nareszcie zabieram się za ten komentarz... Wiem, powinnam była wcześniej go napisać ale jakoś nie miałam pomysłu i nie mogłam się za to zabrać, przepraszam :( (ale to kara za to że tyle czasu nic nie wstawiałaś ;))
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać... rozdział całkiem fajny, chociaż musiałam przeczytać też poprzedni bo już nie pamiętałam o co w połowie rzeczy chodzi...
Biedna Lily :(
James i Dorcas są wspaniali :)
Dobrze że Rory wróciła
Na prawdę nwm co jeszcze napisać... Mam nadzieję że na kolejny nie będę musiała tak długo czekać :D
Cieszę się, że w końcu między Dorcas a Jamesem się ułożyło. Oni tworzą taka ładną parę! A jeśli chodzi o Rory i Syriusza - niech gryffindor dzięki nim wygra mecz i to naprawi ich stosunki! To moi ulubieńcy, nie znioslabym, gdyby mieli być choćby chwilę dłużej nieszczęśliwi.
OdpowiedzUsuńPisz szybko nowy rozdział. :)
Właśnie coś piszę, ale skoro Syriusz i Rory są twoimi ulubieńcami możesz mieć mieszane uczucia. :) Cieszę się że napisałaś.
UsuńWiem, że miałam to nadrobić wcześniej, ale musisz znać moje lenistwo, a do tego dochodzi jeszcze niestety szkoła i moja ukochana fizyka, którą niestety ciężko mi czasem pojąć. Przeczytałam poprzednie jeszcze raz, więc już mogę powiedzieć, że wiem o co chodzi. Teraz zostały mi do skomentowania dwa rozdziały z tego roku. Trudno mi oceniać Syriusza. Doskonale rozumiem jak mu jest przykro, że nie ma wsparcia w rodzinie. Ma wspaniałych przyjaciół. Jednak on sam bawi się dziewczynami. Dlaczego ma więc żal do Rory, że zakochała się w kimś? W kimś, o którym wcześniej już wiedział. Skoro niedawno on sam popełnił błąd, to dlaczego ma zamiar wytykać go komuś? Szczerze mówiąc, zaskoczyłaś mnie tym, że nie lubi mugoli. To prawda? Aż dziwne, że trafiła do Gryffindoru. W sumie z książek nie wiemy czy były takie osoby w tym domu, które nie przepadały za mugolami. Ale to może tylko brednie pijanego Łapy? Nie przypominam sobie, abyś pisała tutaj o tym, chyba, że mi coś umknęło. Widać, że Rory ma lepszy kontakt z Dorcas, ale czy to dlatego, że Lily jest mugolką? Chyba nie. Poza tym opisujesz Rory jaką zabawną dziewczyną, która potrafi wykorzystać życie. Może pali, może to wada, ale nie tak znacząca jak to, że nie z kogoś szydzi. Tak, wiem, że Łapa z Rogaczem też to niby robili. Ale oni z jednego pewnego człowieka, którego nie masz w opowiadaniu. Te pierwsze miłości są takie piękne i choć również trochę się wzbraniam przed nią, to bardzo podobała mi się historia Dorcas i Jamesa. W końcu się chłopak doczekał tego "'tak" ;). Miejmy nadzieję, że Lily nie poniesie się uczuciu i nie da złapać w sidła Henry'ego. Może w Regulusie coś się odezwało, coś odmiennego niż w jego rodzicach i stąd te ostrzeżenie? Szkoda Remusa, że co pełnie musi się męczyć. Teraz chociaż ma towarzystwo do tego. To się nazywają przyjaciele ;). Zobaczymy kto wygra mecz, ale pocałunek Dorcas może trochę zmotywował Jamesa? Podobno to daje siłę i moc! A jak już przyszła Rory, to powinno być dobrze. Wydaję się, jakby Syriusz z Rory jednak nie chcieli drzeć ze sobą kotów. Chociaż może to tylko na czas meczu? Widzę, że zmieniłaś szablon. Teraz jest przejrzyściej, aczkolwiek fajnie by było, jakbyś powiększyła nieco literki, ale to od Ciebie zależy ;). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHej :) Dopiero kilka dni temu odkryłam ten blog i nie żałuję :) Naprawdę fajne opowiadanie :* Czekam na kolejne wpisy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Super, tylko niestety nie rozumiem czm. Rory miała zły humor ;/ Nie ma poprzedniego rozdziału, proszę napraw ten problem <3
OdpowiedzUsuń