wtorek, 9 października 2012

" Twarze w Blasku Ognia "


    Boisko do Quidditcha zajmowało sporą część hogwarckich błoni. Gajowy, Rebeus Hagrid, rosły i krzepki pół-olbrzym - zawsze dbał by trawa na nim była równo przystrzyżona. Po dwóch stronach boiska stały trzy metalowe obręcze, które lśniły w blasku zachodzącego słońca. Na zieloną murawę weszło sześciu zawodników z Gryfindoru. Szkarłatne stroje powiewały na wietrze.
    Oczy czarnowłosego okularnika, który był kapitanem drużyny, zabłysły charakterystycznym dla chłopaka blaskiem. Od końca roku szkolnego nie latał na miotle. James wciągnął w nozdrza świeże powietrze i odetchnął głęboko. Odwrócił się w stronę drużyny. Popatrzył na nich spod przymrużonych powiek. James'owi brakowało jednego członka drużyny. Nigdzie nie widział blond kucyka. Potter prychnął wyraźnie niezadowolony. Jedyna dziewczyna w drużynie jakiej udało się kiedykolwiek dostać do kadry Gryfindoru olała trening. Fakt była najlepszą ścigającą w historii tego zamku. Dostała się do drużyny już w 2 klasie.
    - No dobrze- westchnął przeciągle James - Jako że Bellefleur dzisiaj nie ma to Łapa ćwiczysz dzisiaj z Carlosem.
    - Z największą przyjemnością kapitanie- odpowiedział entuzjastycznie mulat. Potter poparzył przepraszająco na przyjaciela.
    Black popatrzył na Carlosa z wyraźną pogardą. Przecież on nawet nie umiał grać. Santiago był zawsze dekoracją podczas meczy. Black i Rory zazwyczaj strzelają gole. Carlos nawet nie ma kafla w rękach. Miał nadzieje, że James w końcu wywali mulata, ale on nawet o tym nie pomyślał.
    Cała drużyna wzbiła się w powietrze i bez dyskusji poleciała na swoje pozycje.
    James wzleciał nad wszystkich, by mieć kontrole nad tym co robią jego zawodnicy. Widział jak Łapa wrzeszczy na Carlosa za to, że ten podając mu kafla zdążył go już uderzyć w głowę. Rogacz zaśmiał się z irytacji przyjaciela. Gdyby to Bellefleur uderzyła go w głowę, to zapewne by się uśmiechnął i powiedział, że nic się nie stało. Łapa i Rory zawsze tworzyli zgrany zespół nie tylko na boisku.
    Wzrok Pottera powędrował ku trybunom, gdzie zauważył dwie sylwetki. Chłopak uśmiechnął się pod nosem widząc czarne, idealnie ułożone włosy. Dorcas przyszła oglądać jego, Jamesa Pottera, który łapie znicza. Uśmiechnął się do niej, ona tylko przewróciła oczami i wróciła do rozmowy z rudowłosą przyjaciółką. Co on jej takiego zrobił, że tak go nienawidzi? Co z tego że Rogacz całymi dniami biegał za panną Meadowes i starał się z nią umówić. Ale w tym roku ani razu nie zrobił niczego głupiego, ani takiego, co uważała za poniżanie jej. Ale dalej unikała go jak ognia i nawet nie dawała mu szansy na choć zamienienie dwóch zdań ze sobą.
    Z rozmyślań nad swoją miłością, Jamesa wyrwało trzaśnięcie drzwiami od szatni Gryfonów. Spojrzał w tamtą stronę i zauważył swoją przyjaciółkę. Rory wpadła na murawę w niepełnym stroju do Quidditcha. Miała na sobie czerwoną koszulkę z krótkim rękawem na której widniał herb domu Lwa i do tego czarne szorty eksponujące jej nogi. Jeszcze w biegu związywała długie, blond włosy w niedbały kok. Podeszła do Rogacza, a ten podniósł brwi w pytającym geście. Bellefleur popatrzyła po sobie, rzuciła krótkie zaraz wracam i wróciła do szatni.
     Po chwili wróciła trzymając miotłę w ręku. James popatrzył na drążek miotły i wstrzymał oddech. Złotymi literami napisana była nazwa modelu. Jego przyjaciółka dzierżyła w dłoni najnowszą miotłę jaka kiedykolwiek powstała. Nimbus 00 to spełnienie marzeń chłopaka. Na takiej latały tylko reprezentacje państw w Quidditcha.
    Mała pstryknęła palcami przed oczami kapitana. James otrząsnął się z zachwytu i starał się przybrać surowy wyraz twarzy.
    - Obiecałaś, że nie będziesz się spóźniać na treningi.
    - Przepraszam James.- odpowiedziała przyjacielowi - Rozmawiałam z Lucy. Ostatnio trochę się posypało.
    Blondynka nerwowo spojrzała do góry, gdzie Łapa wyraźnie zdenerwowany trenował z Carlosem.     Westchnęła przeciągle i znowu skierowała swój wzrok na Pottera. Brunet popatrzył na nią ze współczuciem. Bellefleur cofnęła się o krok. Skąd on wiedział?
    - Powiedział ci? - zapytała.
    - Nie ale wystarczy na was popatrzeć, żeby wiedzieć co tak naprawdę się dzieje. Nie ukrywaj tego przed dziewczynami, one i tak już zaczynają coś podejrzewać.
    Rory popatrzyła na swoje buty i wymamrotała cicho w stronę Rogacza.
    - Mogę nie trenować dzisiaj z Łapą?
    - Jasne Malutka. Daj dzisiaj wycisk Emilowi - powiedział szukający po czym puścił do niej oczko.
    Na twarzy Bellefleur przemknął cień uśmiechu. Podeszła do przyjaciela i przytuliła go. Chłopak przyciągnął ją mocniej do siebie i szepnął jej do ucha trzy proste słowa, które Gryfonka tak dużo razy słyszała od rodziców, ale nic dla niej nie znaczyły. Jak Potter powiedział: "Wszystko będzie dobrze" to uwierzyła, że naprawdę wszystko zacznie się niedługo układać.
*** 
    Była 2 w nocy i wszyscy w Hogwarcie spali twardym snem na swoich miekkich łóżkach. No prawnie wszyscy. Trzy Gryfonki siedziały w pokoju wspólnym i rozmawiały. Ciepły blask ognia z kominka oświetlał twarze młodych dziewczyn. W złotych oczach Lilianne jarzyły się pojedyncze płomienie, a rude włosy opadały kaskadami na nagie ramiona. Patrzyła się tępo przed siebie. Nie chciała uwierzyć w historię, którą przed chwilą usłyszała od swojej przyjaciółki. Nie spodziewała się takiego zachowania po Łapie. Jak on mógł coś takiego zrobić Rory. Ale podziwiała blondynkę, za to że się przełamała. Nigdy nie mówiła o swoich problemach. Zawsze raczej słuchała lamentów Dorcas, a także załatwiała braku szlabanów dla niej.
    - Mała, czy Potterowi coś się stało? - zapytała Meadowes wyrywając z zamyślenia Rudą.
    -Nie, raczej zaczął się przejmować swoimi obowiązkami kapitana drużyny. - odpowiedziała Rory drapiąc się po głowie. Siedziała w wielkim czarnym fotelu. W nim rzeczywiście wydawała się mała. Jej blond włosy splecione były w starannego warkocza. Oczy były puste, bez wyrazu. Dziewczyna miała na sobie czarną koszulkę na ramiączka i szare dresy do spania.
    - Czyżbyś , nagle zaczęła się interesować James'em?- zapytała zaczepnie Ruda
    - Oczywiście, że nie, ale to miła zmiana, że już nie słyszę wszędzie sławetnego: " Meadowes umówisz się ze mną?!" To już zaczynało być nudne.- powiedziała od niechcenia Dorcas. - Cieszę się z takiego obrotu sprawy.
    Ale w rzeczywistości, pod czarnymi włosami Czarnej odezwał się cichy głosik: "Ale czy na pewno?". Dziewczyna naciągnęła na dłonie rękawy jasno-niebieskiego swetra. W wakacje coraz częściej rozmyślała o Rogaczu. Ciągle miała przed oczami jego rozczochrane, czarne włosy i piękne orzechowe oczy. Wszędzie szukała go wzrokiem, by choć przez chwilę podziwiać jego umięśnioną sylwetkę. Nie przyznała się do tego, ale uważała, że jego osobowość ją przyciąga. Każdy jego uśmiech był jak prezent od świętego Mikołaja. Tylko dlaczego zwróciła na niego uwagę, kiedy go straciła?
    - Dor, słuchasz mnie?- zapytała się Lily potrząsając przyjaciółką.
    - Nie... Jakoś te wszystkie emocje mnie przytłaczają. Nie potrafię się na niczym skupić. Jeszcze ta zbliżająca się wojna...
    Na dźwięk tych słów Ruda niespokojnie drgnęła. Mimo że była w Gryffindorze, bała się. Jako jedyna ze swoich przyjaciółek miała powód do tego by się bać. One były z arystokratycznych rodzin czarodziejskich, gdzie od pokoleń panował kult czystości krwi, mimo że nie tak zaostrzony co u Blacków czy u Malfoyów, to jednak rzucający się w oczy. Moor pochodziła z mugolskiej rodziny. W szkole była traktowana jak śmieć. Jednak przez to, że przyjaźniła się z Rory, Dorcas i Huncwotami, nikt tego jawnie nie pokazywał, oprócz Ślizgonów. Popychali ją, obrażali, nie mieli dla niej żadnej litości. A na czele jej dręczycieli stał Henry Greengrass. Tego już nie mogła znieść. Chłopak, z którym przyjaźniła się w dzieciństwie, z którym bawiła się na małym placu zabaw w parku obok swoich domów, który się jej oświadczył mając zaledwie 5 lat i obiecał, że nic ich nie rozłączy. Miała tego wszystkiego dość. Energicznie wstała z dywanu i ruszyła w stronę wyjścia z pokoju wspólnego nie zważając na nawoływania przyjaciółek.
***
    Henry Greengrass szedł ciemnymi korytarzami zamku. Nie mógł spać tej nocy. Przetarł zaspane, szare oczy i przeczesał palcami gęste, blond włosy. To co dzisiaj usłyszał na błoniach nie trzymało się kupy. Jego najlepszy przyjaciel, gardzący swoim bratem i jego przyjaciółmi, pojechał na wakacje z tymi kreaturami. Mijał kolejne tak znane mu obrazy i miejsca, aż zauważył ruch po przeciwległej stronie korytarza. Chłopak przyspieszył kroku i wpadł na drobną dziewczynę.
    Lily zamarła. Była trzymana przez swojego wroga w ramionach. Popatrzyła w jego szare oczy i zachłysnęła się powietrzem. Jeszcze nigdy nie widziała takich oczu. Przygryzła dolną wargę i odwróciła głowę zapamiętując każdy detal chłoniętej z taką dokładnością twarzy.
Chłopak był zdziwiony. Od czasów dzieciństwa nie znajdował się tak blisko rudowłosej Gryfonki. Przez chwilę wpatrywał się w jej piękne, miodowe oczy, w których widział ból. Poczuł ucisk w sercu. Jej oczy nie powinny być smutne.
    Dziewczyna chciała odejść, ale Greengrass miał inne plany:
    - Lily- powiedział cicho przytrzymując ją za przegub ręki.
    Moor ponowie zastygła. On wymówił jej imię. Uśpione motylki postanowiły się uwolnić z jej brzucha. Serce zabiło mocniej i prawie wyskoczyło z piersi. Ale to piękne uczucie, które zrodziło się z rudowłosej dziewczynie, zdominowała niewyobrażalna złość. Jak on śmiał na nią spojrzeć. Przez sześć lat traktował ją jak śmiecia, a teraz wymawia jej imię jakby dla niego coś znaczyła. Te wszystkie lata wydawały się dla niej zbyt wyraźne w tym momencie.
    Odwróciła się do blondyna przodem i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Jej złote oczy zabłysły dziwnym, ale również ostrzegawczym blaskiem. Chłopak odsunął się od niej o krok, jednak nie puszczając jej ramienia.
    - Myślisz, że jedno twoje słowo i padnę przed tobą na kolana?- warknęła na niego Lily - Że zapomnę o wszystkich przykrościach, jakie spotkały mnie z twojego powodu? Jeżeli tak to się bardzo mylisz...
    Ruda nie skończyła swojej wypowiedzi, bo Ślizgon pochylił się nad nią, tak że czuła jego oddech na swojej szyi. Słyszała tylko dudniące serce w jej piersi. Czy tylko jej nagle zrobiło się gorąco na tym korytarzu?
    - Ja zawsze dostaję to co chcę - powiedział cicho, po czym oddalił się. Lily stała jeszcze jakiś czas patrząc w miejsce gdzie przed chwilą zniknął przystojny blondyn, po czym ruszyła w stronę wierzy Gryffindoru.

11 komentarzy:

  1. Fajne, chociaż pierwszy podobał mi się bardziej. I czemu to trwało tak długo!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe to Twoje opowiadanie, dodaje Cię do linków. Jeślibyś mogła powiadamiaj mnie o nowościach :) !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. www.whispersshameless.blogspot.com

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo, to miłe.
      Chcesz, żeby dalej cię powiadamiać?

      Usuń
  3. Bardzo rzadko spotykam opowiadania, gdzie James Potter jest szaleńczo zakochany w kimś innym niż Lily Evans. A tu proszę. Potter szaleje za Meadowes. Punkt za pomysł.
    No i oczywiście mój ukochany Syriusz Black. Intryguje mnie co było przyczyną zostawienia Em na tej polanie. Czyżby jakieś problemy rodzinne? Groźby? Ciekawa jestem jak to wyjaśnisz. No cóż. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na rozdział 3.

    OdpowiedzUsuń
  4. [SPAM]
    Zastanawiałaś się kiedyś, jak wygląda piekło? Jak spędzają czas demony, duchy, diabły? Teraz masz odpowiedź! Każdy z nich ogląda innych z ukrycia, a potem wymierza mu śmiertelny cios. Gdzie trafisz po śmierci? To zależy tylko od ciebie. Daj się porwać diablicom z Demonicznej Ocenialni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, doskonale wiesz, że ocenię Twojego bloga, muszę cię tylko prosić, żebyś umieściła link lub button naszej ocenialni.

      Młodsza Diablica,
      Pollala

      [demoniczna-ocenialnia.blogspot.com]

      Usuń
  5. NO I CZEKAM i czekam i nic :C

    OdpowiedzUsuń