piątek, 15 czerwca 2012

" Huncwoci "


    W Hogwarcie jest wielu różnych uczniów, ale tylko sześciu z nich rzeczywiście się wyróżnia. Wszyscy o nich słyszeli. Wszędzie o nich głośno. Nauczyciele mają ich dość, ale w głębi duszy są z nich dumni. Uczniowie nie ukrywają swojego podziwu, ani tego, że próbują się do nich upodobnić.
    Wszyscy są w tym samym domu. Wszyscy są na tym samym roku. Wszyscy są przyjaciółmi.
Gryfoni na 6 roku mieli pierwsze w tym roku zaklęcia. Na lekcjach zawsze panowała pewna hierarchia. Z przodu siedzieli uczniowie, którzy nic nie umieli, za nimi zwykle korzystające z lekcji kujony. Dalej ci, którzy coś wiedzieli, ale nie byli pewni tego co umieli, więc woleli się nie wychylać. A na samym końcu siedzieli Huncwoci.
    Jednym z nich był Syriusz Black. Jego zielone, jak mięta oczy błądziły po klasie, by znaleźć coś na czym mógłby zawiesić wzrok. Lekko zmierzwione brązowe włosy delikatnie opadały mu na oczy, nadając mu tajemniczości. Arystokrata leniwie wyciągnął się na krześle. Miał wszystko czego potrzebował do życia dziewczyny, alkohol, żarty i Quidditcha. Jest panem świata.
    James Potter uważnie obserwował dziewczynę siedzącą przed nim. Jego orzechowe tęczówki wyłapywały każdy jej najmniejszy ruch. Przeczesał ręką swoje czarne włosy, uśmiechając się przy tym zawadiacko. Kapitan drużyny Gryfonów właśnie zdobywał serce dziewczyny, którą kochał.
    Dorcas Meadowes siedziała znudzona. Nakręcała na palec kosmyk swoich długich czarnych włosów. Jej stalowe oczy hipnotyzowały każdego, kto w nie spojrzał. Czekała na koniec lekcji, by wreszcie móc odetchnąć świeżym powietrzem i rozkoszować się ostatnimi ciepłymi dniami.
    Lily Moor udawała, że uważa na lekcji. Jej ognisto rude włosy zakrywały złote, świecące oczy. Zawzięcie próbowała wymyślić nowy kawał, który by zrobiła razem z dziewczynami. Zmarszczyła lekko czoło może jej coś z tego wyjdzie.
    Na sali brakowało Remusa Lupina. Wysokiego blondwłosego Gryfona, którego oczy miały barwę czystego złota. Jako jedyny z Huncwotów naprawdę przejmował się nauką. Prawie cały swój wolny czas przesiadywał w bibliotece.
    Do klasy wszedł mały chłopiec. Jego wzrok powędrował ku paczce przyjaciół. Gdy zobaczył, że wszyscy na niego patrzą cały się zaczerwienił.:
    - Profesor Dumbledore prosi do siebie Syriusza Blacka i Aurorę Bellefleur.
    Dziewczyna wstała ze swojego miejsca. Szybko poprawiła blond włosy, spływające jej po ramionach i uśmiechnęła się ciepło. Wyszła z klasy razem ze swoim przyjacielem. W niebieskich oczach Rory rozbłysły iskierki. Cieszyła się, że wyrwała się wreszcie z lekcji, która niemiłosiernie ją nudziła. Chciała polatać na miotle, wreszcie poczuć wiatr we włosach, by móc w końcu wyzbyć się wszystkich swoich trosk.
    - Mała, mówię do ciebie- Syriusz pomachał dziewczynie przed oczami- Czy ty mnie w ogóle słuchałaś?
    - Nie- odpowiedziała mu wystawiając język
    - Ciekawe czego od nas chce- ciągnął dalej Syriusz- Przecież nawet nie zdążyliśmy nic zrobić.
    - Nie mam pojęcia - dwójka młodych Gryfonów doszła do chimery- Fasolki Wszystkich Smaków.
    - Skąd znasz hasło?
    - Jestem Prefektem, muszę je znać.
    W gabinecie siedział dyrektor. Wszyscy uczniowie czuli przed nim respekt. Miał duże poczucie humoru i zawsze ratował Huncwotów z tarapatów.
    - O cholera - przeklną Syriusz, widząc drugą osobę siedzącą w gabinecie.

***

    - Czy ciebie kompletnie posrało?- wrzeszczał na Lupina Syriusz.
    Po wizycie u dyrektora przyjaciele wrócili do pokoju wspólnego, Łapa był wściekły na przyjaciela. Jak on w ogóle mógł mu coś takiego zrobić. Widział że gardzi tego typu rzeczami. Remus nagle stwierdził, że jest w stanie ciągle pilnować pierwszaków i pomyślał sobie, że Syriusz powinien nauczyć się odpowiedzialności za siebie i innych, dlatego Lunatyk postanowił udać się do starego Dumbeldora, aby raczej jego egoistyczny i narcystyczny przyjaciel został prefektem, ponieważ święty Lupin jest już wystarczająco umęczony życiem by jeszcze mieć dodatkowe obowiązki. A jako że Syriusz jest leniwy nie miał najmniejszej ochoty być prefektem.
    Brunet dalej bacznie obserwował Remusa. Blondyn stał pod oknem i nic sobie nie robił z irytacji przyjaciela, a właściwie to bardzo go ta sytuacja bawiła. Nigdy jeszcze nie widział Syriusza tak zdenerwowanego. Jego złote oczy zajarzyły się w słońcu:
    - Nie mam ochoty dalej tego słuchać. Jakbyś chciał normalnie porozmawiać, to będę w bibliotece - powiedział Lunatyk.
    Rory, która nie odzywała się od powrotu z gabinetu dyrektora, popatrzyła na przyjaciela błagalnym wzrokiem. Nie chciała zostawać sama z Łapą. Nie po ostatnich wydarzeniach. Nie kiedy był w takim stanie, kiedy był nieobliczalny. Od początku roku starała się go unikać, ale on jej tego nie ułatwiał. Ciągle chciał jakieś bezsensownej rozmowy, która by wytłumaczyła jego zachowanie podczas wakacji. Nie mógł przyjąć do wiadomości, że ktoś nie ma ochoty na rozmowy z Syriuszem Blackiem.
Popatrzyła na niego. Stał w oknie i patrzył się przed siebie. Dziewczyna wstała z fotela i po cichutku postanowiła pójść do swojego dormitorium mając nadzieję, że brunet jej nie zauważy. Była już przy schodach, kiedy usłyszała za sobą łagodny i miękki głos:
    -Nie uważasz że powinniśmy porozmawiać?- zapytał 
    Blondynka powoli się odwróciła i zobaczyła przed sobą jego twarz. Za każdym razem kiedy go widziała pochłaniała ją wzrokiem i już pamiętała ją na pamięć. Lekko wystające kości policzkowe nadawały mu trochę chłopięcego uroku, a te usta działały magnetyzująco na każdą dziewczynę. Chłopak również przyglądał się twarzy dziewczyny. Chciał, żeby się cały czas uśmiechała, bo robiły jej się wtedy takie uroczy dołeczki w policzkach, mało widoczne piegi marszczyły się jej na nosie, długie, czarne rzęsy rzucały cień na twarz przez co dziewczyna wyglądała na trochę bezbronną, a pełne, czerwone usta były zaciśnięte w wąską linię, jakby się od czegoś powstrzymywała.
    - Ro…
    - Mów co masz do powiedzenia bo trochę mi się spieszy- powiedziała ostro Bellefleur, patrząc mu wyzywająco w oczy.
    Chłopak zaniemówił, jeszcze nikt w taki sposób się do niego nie odezwał. Dziewczyna szybko opuściła wzrok i oparła się o ścianę, nie miała ochoty na tą rozmowę.
    - Jeżeli chodzi o to co wydarzyło się na wakacjach między nami to…
    - Wiem co chcesz powiedzieć. Że to nic dla ciebie nie znaczy, że…
    - Dasz mi dojść do słowa?!-warknął Syriusz.
    Uderzył pięścią o ścianę tuż przy głowie Małej. Dziewczyna uważnie patrzyła na niego.
    - Myślisz, że chciałem wyjechać? Że chciałem cię zostawić? Uwierz mi chciałbym tam z tobą zostać, ale nie mogłem.
    - Syriusz, to co się takiego wydarzyło, że musiałeś wyjechać?- zapytała.
    Mogła mu wybaczyć że ją zostawił, że ją upokorzył, gdyby tylko jej powiedział dlaczego ją zostawił.
    Black nachylił się nad nią tak że stykali się nosami:
    - Ro…- wymruczał – Ro zostań ze mną- już prawie ich usta połączyły się w pocałunku, gdy     Bellefleur wsadziła palec między nich:
    - Dlaczego? Dlaczego mnie wtedy zostawiłeś?- dziewczyna patrzyła mu w oczy.
    Chłopak na chwilę się zmieszał, bo zobaczył że jej piękne morskie tęczówki robią się szklane. Rory chciała stamtąd uciec, ale jednocześnie była ciekawa czy chłopak w końcu da jej odpowiedź na to jedno, jedyne nurtujące ją pytanie.
    - Ja nie mogę ci powiedzieć, chciałbym, ale nie mogę…- Black opuścił wzrok i czekał, aż w końcu dostanie z liścia od dziewczyny, którą zawsze obserwował, był ciekawy gdzie jest, co robi, z kim, która go intrygowała, ale kiedy podniósł wzrok jej nie było.

***
    Po pustym korytarzu szły trzy Krukonki. Każda z nich była inna. Każda patrzyła na świat inaczej. Myśli każdej z nich krążyły wokół zupełnie innych rzeczy. Ale mimo tego przyjaźniły się, mogły polegać na sobie nawzajem. Akceptowały siebie takimi jakimi były, a przede wszystkim ufały sobie.
    Victoria Brown szła z nosem w książce. Nie przejmowała się tym, że jej brązowe włosy były przetłuszczone i w kompletnym nieładzie. Jej piwne oczy błądziły wzrokiem po literach. Jak najstaranniej starała się zapamiętać każdy detal z przeczytanej lektury.
    Kim Daniels niosła pod pachą podręcznik do Eliksirów. Jej ciemne oczy utkwione były w jednym blondynie, który stał po drugiej stronie korytarza, ale nigdy nie przyznałaby się, że ktoś jej się podoba. Nie znosi rozchichotanych dziewczyn dla których liczy się czy któryś z tych przystojnych na nią popatrzy. Dlatego przyjaźniła się z Quinn i Blondi. One akceptowały ją taką jaka była. Nie zadawały zbędnych pytań na temat jej życia. Daniels rozpuściła czarne włosy do ramion, które równomiernie opadły jej na plecy.
    Lucy Williamson szła z głową w chmurach. Jak na dziewczynę która ma 16 lat miała trochę dziecinne marzenia. Chciała się zakochać od pierwszego wejrzenia. Wiedzieć, że gdy spojrzy w te oczy to że będzie wiedzieć że to on. Jej długie blond włosy splecione, były w staranny warkocz, a oczy oglądały świat z dziwnym optymizmem który nigdy nie wygasał. Megan zauważyła zbliżającą się dziewczynę w czerwonej szacie Gryfindoru.
    Rory biegła jak najszybciej mogła. Bała się, że Łapa zacznie jej szukać. Przemierzała korytarze zamku, aż w końcu wpadła na Brown. Spojrzała z wyższością i pogardą na to stworzenie, które patrzyło na nią jakby pierwszy raz widziało człowieka. Daniels obserwowała wszystko z boku, nie chciała się angażować w sprawy Gryfonów. Ale nie wiedziała jak bardzo się myliła. Tak naprawdę bardzo ją ciekawiło jak zareaguje Aurora. Chciała wiedzieć jacy są ludzie w otoczeniu blondyna, którego obserwowała od początku roku.
Gryfonka chciała już odejść, bo zauważyła, że naprzeciw ległym końcu korytarza szli Huncwoci, ale poczuła, że ktoś ją łapie za ramię. Przez chwilę się przestraszyła, że Black już ją znalazł, ale kiedy się odwróciła napotkała tylko granatowe oczy swojej kuzynki. Lucy czuła, że coś jest nie tak. Rory nie chciała by ktoś się zorientował co się stało, ale musiała się w końcu komuś wyżalić. Popatrzyła na Blondii trochę zdesperowanym wzrokiem, ale to jej wystarczyło, by wiedzieć, że Mała potrzebuje rozmowy z kimś z rodziny, która się trochę rozkruszyła. Gryfonka ręką pokazała kuzynce w którą stronę ma iść. Lucy popatrzyła na przyjaciółki, które kiwały głowami pokazując zrozumienie.

***

    Jezioro na błoniach rozciągało się po horyzont. Otoczone dość niskimi górami i lasem, wyglądało prześlicznie. Rory często przychodziła tutaj oglądać ten malowniczy krajobraz, który zawsze ją uspokajał. Najczęściej siedziała pod rozłożystym dębem, który stał nad brzegiem jeziora. Tafla wody tego dnia była niezwykle gładka i spokojna, w przeciwieństwie do tego co działo się w duszy Gryfonki. Lucy od dłuższej chwili obserwowała kuzynkę, która leżała na trawie z zamkniętymi oczami. Dla Krukonki, Ro była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Na różnych zjazdach rodzinnych zawsze porównywano je do siebie. Bellefleur miała silną osobowość, przez to co przeszła, stała się nieugięta, nie bała się niczego, zawsze szczera i otwarta, tętniąca życiem. Williamson wręcz przeciwnie. Mimo tego że była optymistką, zawsze stała w kącie, nie chętnie się odzywała. Nie miała ochoty na nic.
    -Wszystko zaczęło się w te wakacje. Razem ze Scottem i jego przyjaciółmi pojechaliśmy pod namiot. Przepraszam że cię nie zabraliśmy, ale twój brat powiedział, że miałaś inne plany na ten czas. Może gdybyś była z nami wszystko by się inaczej potoczyło.- Mała zrobiła krótką przerwę, ale po pewnym czasie znowu zaczęła opowiadać- Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że bracia Black wybrali sobie właśnie miejsce by spędzić razem wakacje z dala od rodziny na początku w ogóle nie zawracaliśmy sobie głowy Łapą i Czarnym, ale w końcu zaczęliśmy spędzać razem czas. Jednej nocy nie mogłam zasnąć wiec poszłam popływać w jeziorze, ale ktoś poszedł za mną. Syriusz podpłynął do mnie od tyłu i przytulił mnie do siebie. Poczułam jak niesamowita fala przebiegła po moim ciele, było mi tak przyjemnie. Łapa naprawdę wie jak obchodzić się z dziewczynami.- Gryfonka zaśmiała się gorzko- Potem poczułam jego usta na mojej szyi, a później na moich wargach. Na początku ten pocałunek był delikatny, a później przerodził się w coś pięknego, namiętnego.- Rory spoglądała w przestrzeń – Później, my i Blackowie, robiliśmy wszystko razem. Jednej nocy Łapa zaprowadził mnie na jakąś polanę. Leżeliśmy tam i patrzyliśmy w gwiazdy rozmawialiśmy o … właściwie wszystkim. W końcu zasnęłam, a kiedy się obudziłam, jego nie było. Zaczęłam panikować, bo mnie wyprowadził, w głąb lasu, a ja nie miałam pojęcia gdzie jestem. Poczułam się kompletnie zagubiona. Byłam wściekła na Łapę, miałam ochotę mu coś zrobić. Wymyślałam różne sposoby tortur na Blacku, zagłębiając się coraz głębiej w las. W końcu do mnie dotarło, że Łapa zostawił mnie na pastwę losu, a ja nie mam pojęcia co mam zrobić. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam co zrobić. Po dwóch dniach, znalazł mnie Scott i wyjaśnił, że Blackowie zniknęli tej samej nocy co poszłam z Łapą do lasu.
    Lucy patrzyła uważnie na Bellefleur. Nie mogła patrzeć jak jej kuzynka cierpi. Ale zauważyła, że Gryfonka nie uroniła ani jednej łzy. Mała nigdy nie płakała. Odkąd jej brat zginął dziewczyna nie okazywała żadnych uczuć związanych ze smutkiem, czy przygnębieniem. Była na to za dumna, albo po prostu się bała, że ktoś powie, że jest słaba. Ale Krukonka chciała, żeby Rory okazywała uczucia, zwłaszcza kiedy jej ciężko. Chciała widzieć, że dziewczyna szuka oparcia w przyjaciołach, w rodzinie. Williamson przysunęła się do kuzynki i objęła ją ramieniem. Bellefleur położyła jej głowę na ramieniu.
    - Lu, dlaczego on musi taki być. Raz się zachowuje jakby mu na mnie zależało, a potem jakbym była nikim. Chodzi mi o to, że nie powinien mną gardzić, bo jestem jego przyjaciółką…- Bellefleur zawahała się wypowiadając ostatnie słowo. Lucy chcąc jej dodać pewności siebie powiedziała:
    - Rory, wiesz, że Black jest arystokratą…
    - Ale co to zmienia? My też jesteśmy arystokratkami.
    - Ale czy nasze rodziny wywierają na nas taką presję, jak na Syriuszu?
    - Nie…
    - Wiesz jak to jest w tym świecie arystokratycznych idiotów. Nikt nie okazuje żadnych uczuć. Każdy jest pozbawiony jakichkolwiek emocji. Patrzą na siebie z wyższością.- Bellefleur uśmiechnęła się do kuzynki- Ale nawet w szkole każdy stara się chronić swoje uczucia. Każdy z nas zakłada maski, jedni rzadko inni częściej. To zależy od osobowości. A wiesz kto najczęściej?
    - Nie…
    - Ty i Black.
    Dziewczyny roześmiały się. Obydwie patrzyły na zachód słońca. Nawet nie wiedziały że są obserwowane przez dwóch Ślizgonów…

3 komentarze:

  1. Strasznie pooba mi się Twój blog. Pisz tak dalej! Twoja wierna fanka

    OdpowiedzUsuń
  2. HEJ, CZEMU NIC NIE PISZESZ! CZEEEKAM! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielka ochota na przygody z Huncwotami zaprowadziła mnie, aż tutaj i powiem szczerze, że naprawdę spodobała mi się twoja opowieść! A muszę przyznać, że nie czytam dużo ff, bo często jest w nich zbyt dużo błędów co mnie irytuje ;/
    Tak czy inaczej lecę czytać dalej, a ciebie zapraszam do mnie! :D
    http://lilypotterii.blogspot.com/ - Może będziesz miała ochotę poczytać o tym najmłodszym pokoleniu ;)

    OdpowiedzUsuń