czwartek, 28 lutego 2013

" Mały Lew "


    Normalny dzień w Hogwarcie. Mniej więcej o ósmej wszyscy uczniowie idą na śniadanie, a później na lekcje. W przerwie między nimi wychodzą na błonia, by jeszcze przez chwilę pobyć na świeżym powietrzu przed nadchodzącą zimą. Przez codzienną rutynę nikt nie zauważył, że Huncwoci po raz kolejny przygotowują żart.
    James obrócił się na pięcie i podszedł szybko do Łapy. Był bardzo podekscytowany. To miał być znak, że Huncwoci nie zapomnieli o Hogwarcie, że rok szkolny oficjalnie się zaczął. Syriusz montował ostanie diody na tym piętrze i zaraz mieli się spotkać z Remusem i Peterem by dokończyć arcydzieło.
    - Rogaś, nie bulwersuj się tak. Zaraz skończę. Lepiej idź do nich, a ja to dokończę.- powiedział Łapa widząc zniecierpliwiony wzrok.
    Syriusza pochłonęła całkowicie jego praca. To miało być coś wielkiego. Chcieli nie tylko być zapamiętani w głowach uczniów, ale też w murach tego zamku. Tak namacalnie, widocznie. Cały pomysł zrodził się w jego głowie jeszcze w wakacje. Już wtedy zaczął szukać zaklęć i eliksirów, które pomogłyby mu w zrealizowaniu jego misternego planu. Kiedy już znalazł swoją idealną recepturę powiadomił chłopaków, którzy ochoczo pomogli mu w przygotowaniach.
    Chłopak podłączył ostatnią diodę i wstał z zimnej podłogi. Popatrzył na swoje dzieło i uśmiechnął się pod nosem. Było idealne. Ale brakowało jeszcze jednej rzeczy, a konkretnie - wybuchu. To zawsze dopingowało chłopaków. Im większy wybuch tym lepsza zabawa. A ten miał być największy.
    Brunet nie zważał na to, że zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję, tylko wyciągnął mały czerwony przycisk z kieszeni i bez wahania nacisnął go. Schował się we wnęce, w której na pewno byłby bezpieczny, ale kiedy ostatni raz rzucił okiem na korytarz, jego wzrok przykuła pewna postać. Dokładniej dziewczyna, która zaprzątała jego myśli przez dłuższy czas. Szła tak lekko. Każdy jej krok odbijał się echem po korytarzu. Jej koszula i spódnica idealnie na niej leżały, a torba na ramieniu lekko się zsuwała. Piękne blond włosy były związane w niedbałego koka, jak co rano, kiedy spieszyła się na lekcje. Oddech Syriusza co raz bardziej przyspieszał, kiedy się zbliżała.
    Brunet usłyszał w kieszeni krótkie piski, a to oznaczało, że dzieliło go jeszcze pół minuty od wybuchu. Nie było już odwrotu. Musiał jakoś zareagować inaczej dziewczynie stałaby się krzywda, a na to nie mógł pozwolić.Syriusz podjął decyzję bardzo szybko. Wybiegł ze swojej kryjówki i przycisnął do ściany zaskoczoną blondynkę.
    Rory przestraszyła się. Nie była gotowa na konfrontację z żadnym z Huncwotów, a zwłaszcza z Łapą.
Brunet szukał czegoś za plecami blondynki. Małego, wyrzeźbionego w ścianie lwa. Uwielbiał Godryka Gryffindora. Kiedy miał problem zawsze znajdował tajemne przejście, które ratowało go z opresji. W sumie, z tego co wiedział o założycielu swojego domu, to stworzył labirynt gdzieś na terenie zamku, w którym ukrył swój miecz. Podobno tylko prawdziwy Gryfon mógł go znaleźć. Syriusz chciał namówić huncwotów na tę wyprawę, ale każdy z nich miał zawsze tę samą wymówkę. Peter się bał, Remus musiał się uczyć, a James, że musi potrenować w samotności i spokoju. A Łapa dalej marzył o tym, że pewnego dnia znajdzie ten labirynt i znajdzie mistyczny rekwizyt Godryka Gryffindora.
    W końcu w ścianie znalazł wyrytego lwa i lekko dotknął go palcami. Pod ich stopami usunęła się podłoga i spadli w ciemność.

***

    James tuż przed wejściem do sali poprawił swój szkarłatno-złoty krawat. Jeżeli już miał wchodzić na Transmutację do prof. MacGonagall spóźniony, to powinien przynajmniej wyglądać przyzwoicie. Zapukał  do drzwi i powoli je otworzył. Na przeciwko wejścia stało masywne mahoniowe biurko, a za nim stała kobieta, która na pierwszy rzut oka miała 45 lat. Oczywiście nikt nie znał wieku opiekunki Gryffindoru, bo każdy, który miał się o to spytać, od razu zmieniał zdanie, tylko dlatego że profesorka spojrzała na niego swoim miażdżącym wzrokiem.
    Huncwot natychmiast, gdy tylko znalazł się na radarze swojej belferki, przytwierdził do twarzy przepraszający uśmiech. MacGonagall westchnęła cicho:
    - Potter, wyjaśnisz mi wszystko po lekcji. - powiedziała cicho i wróciła do prowadzenia lekcji.
    James rozejrzał się po klasie. Syriusza nie było, ale nie widział także Małej. To oznaczało, że...
    "Kocham cię, Malutka" pomyślał szatyn.
    Podszedł od tyłu do jednej z Gryfonki z jego roku, nachylił się nad jej uchem:
    - Czy to miejsce jest wolne?
    Meadowes podskoczyła na dźwięk jego głosu, który wyrwał ją z zamyślenia. Jej serce znacznie przyspieszyło, gdy tylko zapach jego perfum trafił do jej nozdrzy. Zaskoczona lekko pokiwała głową.
Chłopak usiadł na miejscu Bellefleur i wyjął książki. Przy schyleniu James'owi nieznacznie podniosła się koszula, pokazując mały tatuaż na lewym biodrze. Dorcas zaciekawiona, ukradkiem spojrzała na mały wzór. Był to portret jelenia. Każdy szczegół był idealnie dopracowany. Wyglądał jakby zaraz miał skręcić szyję. Meadowes patrzyła na niego przez chwilę i jak się później zorientowała o chwilę za dużo, bo jej partner na powrót usiadł prosto i jej wzrok był skierowany na jego narząd rozrodczy. Zawstydzona szybko odwróciła głowę i schowała mocno.zarumienioną twarz we włosach. Jak mogła być tak bezmyślna. Po co w ogóle się zgodziła by tu usiadł.
    - Panno Meadowes, może pani odpowiedzieć na pytanie?
    - Tak... To jest... To znaczy...
    Dorcas wybawił potężny huk, który wstrząsnął  całym znakiem. Profesor McGonagal zbladła, o ile było to jeszcze możliwe i popatrzyła przerażona na Jamesa Pottera.
    - Panie Potter, czy może mi pan to wyjaśnić?- zapytała się swojego ucznia, który jak gdyby nigdy nic wyciągnął się na krześle  i założył ręce za głowę.
    - Ale co mam pani wytłumaczyć, pani profesor?
    - Ten wybuch, Potter, i nie mów, że o niczym nie wiesz bo ja wiem, że maczałeś w tym palce.
    - A ma pani na to dowody?- James podniósł brwi w pytającym geście. Opiekunka Gryffindoru stopniowo czerwieniała ze złości, a w tym momencie była już po prostu czerwona jak burak. Cała klasa uważnie obserwowała tą wymianę zdań i była pod wrażeniem stoickiego spokoju huncwota.
    - W takim razie, Potter, gdzie byłeś w czasie tej lekcji?
    - Musiałem załatwić swoje sprawy.
    - Możesz to przybliżyć?
    - Srałem.
    Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę, nawet Dorcas odważyła się spojrzeć na Pottera.
    - Szlaban.
    - Ale chciała pani wiedzieć gdzie byłem to pani powiedziałem, a teraz dostaje za to szlaban? Pani sama siebie  neguje. To chyba nie powinno tak działać. Nie uważa pani?
    McGonagall pokręciła głową. Ci uczniowie z roku na rok ją zadziwiali. Ale przypomniała sobie, że jako wicedyrektor powinna sprawdzić źródło tego wybuchu. Popatrzyła na Pottera spod przymrożonych powiek:
    - Jeszcze wrócimy do tej rozmowy Potter.- powiedziała i szybkim krokiem wyszła z sali, a cała klasa za nią, oprócz dwóch Gryfonów, którzy uśmiechali się do siebie porozumiewawczo.

***


    Rory przesunęła się do Syriusza i nie zamierzała go puszczać. Tym razem nie da mu odejść. Nie zostanie sama w miejscu, z którego nie wiedziała jak się wydostać.
     - Ro szybko. Złap się nogami moich bioder.
    Nawet nie wiedziała co robi ale posłuchała się Huncwota. Złapała się jego bioder w momencie kiedy on wylądował na ziemi. Zachwiał się i upadł. Poczuł jakiś pulsujący ból.
    - Mała, masz na wierzchu różdżkę?
    - Zaraz ją wyjmę.
    Dziewczyna wyciągnęła ze swojej torby różdżkę. Przejechała po rzeźbionej powierzchni brzozowego drewna. Miała zdobienia drobnych listków brzozy i kwiatów. Bardzo lubiła jej owalny kształt a długość bardzo jej odpowiadała. Pamiętała dzień w którym ją kupiła.

***

    Razem z James'em weszła do sklepu o zaciemnionych szybach. Mieli wtedy po 11 lat i nie byli jeszcze zdemoralizowani emocjonalnie. Ich przyjście do sklepu ogłosił stary dzwonek zawieszony przy drzwiach. Całe pomieszczenie przesiąknęło zapachem drewna. Z zaplecza wyszedł niski siwy mężczyzna. Uśmiechnął się do nich:
    - Dzień dobry- powiedziała pierwsza Rory.
    - Och, Aurora Bellefleur, tak, tak... Wiedziałem, że niedługo do mnie przyjdziesz. Wyglądasz zupełnie jak matka, ale kolor włosów masz chyba po ojcu. Ostatnio byli tu, by kupić różdżkę twojemu bratu. To był dziesięcio-calowy cyprys z włóknem ze smoczego serca. To była piękna różdżka- popatrzył na dziewczynkę współczująco, ale szybko odwrócił wzrok i spojrzał na Jamesa- Pan Potter, identyczny jak ojciec w jego wieku. Dąb, 12 cali i włos z ogona jednorożca. Myślę, że dobrze mu służy.
    Czarnowłosy chłopiec uśmiechnął się do sprzedawcy:
    - Skąd pan to wszystko pamięta?
    - Sam nie wiem, chłopcze. Auroro, jesteś lewo, czy praworęczna?
    - Leworęczna- odpowiedziała i wyciągnęła przed siebie dłoń.
    Czarodziej wykonał wszystkie potrzebne pomiary i to samo zrobił z James'em, który był praworęczny jak większość czarodziejów. Poszedł na zaplecze i przyniósł dwie różdżki.
    - Panno Bellefleur ta różdżka to 10 i 1/4 cala lipy z piórem feniksa. Panie Potter to 11 cali z mahoniu i piórem feniksa. Wspaniała do Transmutacji.
    Obydwoje na raz lekko nimi machnęli. Z różdżki chłopca wyleciał snop wielokolorowych iskier, które mieniły się w świetle lampy, natomiast różdżka, którą trzymała blondynka, nie zareagowała na żaden jej ruch.
    - Panno Bellefleur, nic się nie stało. Znajdę pani inną różdżkę. A dla pana, panie Potter, ta jest idealna.
    Chłopak wyszczerzył się do przyjaciółki, a ta w odwecie pokazała mu język. Sprzedawca zniknął za kontuarem i przyniósł kolejną różdżkę. Ta sama sytuacja powtarzała się przez długi czas.
W końcu Ollivander przyniósł TĘ różdżkę. Rory na sam jej widok na jej ustach zagościł szeroki uśmiech. Gdy tylko wzięła ją do ręki poczuła mrowienie na całym ciele. Zaczęła się śmiać. Nie była tak radosna od feralnego dnia na placu zabaw. Przez jej żyły przepłynęło przyjemne ciepło, które uwolniło się wraz z dotarciem do koniuszków palców lewej ręki. Całe pomieszczenie zatonęło w oślepiającym blasku.
    Pierwsze co zobaczył James to Rory jaśniejąca gloryfikującym blaskiem. Jeszcze nigdy jej taką nie widział. Chciał, żeby zawsze była taka promienna jak w tym momencie. 
Kiedy zapłacili za zakupy, wyszli na Pokątną i poszli do lodziarni spotkać się z rodzicami.


***

    Rory szepnęła zaklęcie i na końcu jej różdżki rozbłysło malutkie światełko. Zauważyła, że byli w małym pomieszczeniu na stare miotły. Poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku i zebrało jej się na wymioty. Nienawidziła zamkniętych przestrzeni. Miała klaustrofobię. W swoim umyśle widziała jak ściany schowka zaczynają się zsuwać i miażdżą ją oraz Syriusza. Jej oddech znacznie przyspieszył, nie może tu zostać. Musi wyjść na świeże powietrze.
    Łapa widząc drastycznie zmieniające się zachowanie Ro, z jękiem podniósł się do pozycji siedzącej i przyciągnął do siebie blondynkę. Dziewczyna wczepiła swoje paznokcie w jego koszulę. Syriusz pocałował ją w czubek głowy.
    - Mała, dasz sobie radę. Posłuchaj mnie.- Gryfonka podniosła na niego wzrok- Musisz mi pomóc. Zobaczysz co z moją nogą?
    Dziewczyna niemrawo pokiwała głową i przesunęła się do stopy Huncwota. Gdy na nią spojrzała szybko odwróciła wzrok. Jego kostka urosła do rozmiarów bulwy i drastycznie zsiniała. Mimo wszelkich oporów zabrała się do pracy. Rozcięła jego but, a stopę delikatnie położyła na swojej torbie. Złamała dwa krańce mioteł i przyłożyła je do nogi Syriusza. Rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu i leżącą obok niej brudną i dziurawą szmatę przetransmutowała w śnieżnobiały bandaż. Owinęła nim bulwę Syriusza.
    Chłopak przyglądał się jej jak pracowała. Kiedy była pochylona nad jego nogą, jeden mały niesforny kosmyczek włosów opadał jej na czoło. Co chwila przerywała pracę, by go odgarnąć. Kiedy drobne palce Małej muskały jego stopę, czuł jak przez jego ciało przepływa przyjemny prąd.
    - Poczekaj, jeszcze ci zrobię kule- powiedziała i wstała. Skierowała swoją różdżkę w stronę stosiku zakurzonych mioteł i wypowiedziała zaklęcie pod nosem. Z dwóch mioteł zaczęły się tworzyć prowizoryczne kule. - Dasz radę chodzić?- zapytała zatroskana, gdy chłopak podnosił się z podłogi.
Syriusz podkuśtykał do blondynki. Delikatnie podniósł jej podbródek by spojrzała mu w oczy.
    - Dzięki tobie tak. Chodź, musimy się stąd wydostać.
    Gryfon niechętnie odsunął się od Bellefleur i podszedł do ściany i znowu zaczął szukać małego lwa w murach. Rory stała obok niego nieco ogłupiała. Zastanawiała się co chłopak wyprawia. Oparła się łokciem o ścianę i coś zaczęło się ruszać. Blondynka zaczęła panicznie krzyczeć. Za chwilę spełni się jej najgorszy koszmar. Zamiast panikować Syriusz wyraźnie uradowany podszedł do swojej towarzyszki.
    - Ro, jesteś genialna. Dzięki tobie możemy nawet zdążyć na obiad.
    Dziewczyna zobaczyła, że ruszająca się ściana odsłoniła przejście. Byli uratowani. Uśmiechnęła się do chłopaka gdy ten ukłonił się przed nią i powiedział:
    -Panie przodem.

~*~

Przepraszam za długą nieobecność, ale niestety liczne klasówki i brak czasu nie pozwalają mi na pisanie. Mam nadzieję, że rozdziały nie będą się pojawiać rzadziej nić raz w miesiącu. 
Jestem zadowolona z tego rozdziału i mam nadzieję że przypadnie wam do gustu.

9 komentarzy:

  1. Haha, jestem pierwsza! A pewnie wszyscy już stracili nadzieję na to, że cokolwiek napiszesz... Ale ja w Ciebie wierzyłam i miałam rację!
    Do rzeczy. Bardzo spodobała mi się wymiana zdań między Potterem a McGonagal, dokładnie tak wyobrażam sobie Jamesa. A jeśli chodzi o Emi i Syriusza, to również było to świetne. Podoba mi się ta subtelność, z jaką piszesz o uczuciach.
    I jeszcze ostatnia rzecz, którą chciałam Ci powiedzieć: Huncwoci wymiatają! W następnym rozdziale z pewnością opiszesz efekty ich ciężkiej pracy, inaczej Cię zatłukę! No i, oczywiście, czekam na ich następny duży psikus, już ty wiesz o co mi chodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te momenty między Syriuszem a Em są rzeczywiście dobre, ale nie wiem co was zachwyca w "kłótni" Jamesa i McGonagal. Jakaś super świetna to nie jest. Ale ogólnie ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie mi sie podoba to, co pokazała Panna Blackthorn: że z powagą i jednoczesnie z czarującym usmiechem James mowi cos prostackiego. Własnie na tym polega jego urok :) Dlatego mi się podoba ta wymiana zdan. Pokazuje jaki jest Potter.

      Usuń
    2. Pollala nie wysilaj się w tym MOMENCIE Panna Niewiem nie będzie zachwycona moimi pracami bo:
      a) jest na mnie zła
      b) chce mnie skrytykować, tak jak ja to zwykle robię.

      Usuń
  3. Witaj :)

    Wpadłam na Twojego bloga przez czysty przypadek i nie żałuję. Zagłębiłam się w Twoje opowiadanie jak w dobrą książkę, przeczytałam wszystko od początku, od deski do deski i tylko żałuję, że już skończyłam.

    Niby Huncwoci się pokazali w każdym opowiadaniu, ale Twoje jest inne. Nie charakteryzuje się wielkim romansem Lilki i Jamesa. Nadajesz płynności tej historii i naprawdę jest dobrze wszystko napisane. Nie doszukałam się żadnych błędów, nic nie razi w oczy. Spodobało mi się Twoje opowiadanie i nie piszę tego słodząc, a mówiąc całkowitą prawdę. Będę tu wpadać i niecierpliwe czekać na następny rozdział! :)

    Dodaję do siebie do linków na [cienie-szalenstwa].
    Pozdrawiam serdecznie,
    Liley

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpadłam tu bo zareklamowałaś się na mojej stronie o hp.
    Przeczytałam i jestem zdumiona! Fajnie, że długie rozdziały... super piszesz. Szybko sie czyta!
    Pisz dalej! Informuj mnie na gg:
    44410428
    Albo na blogu jak nie masz gg...
    Zapraszam też do siebie:
    http://because-never-look-back.blogspot.com/
    http://nienawisc-w-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie wiedzieć, że komuś podoba się moja twórczość...

      Usuń